You try to lift me
I don't get better
What's making you happy
Is making me sadder
(...)-Potrzebujesz jeszcze czegoś?-CC delikatnie pogłaskał mnie po ramieniu, na co lekko się uśmiechnęłam-w końcu to było takie miłe. Od ponad trzech godzin nie wychodziłam ze ,,swojego" pokoju,zajęta oglądaniem jasnych ścian, i po raz setny,rozmyślając o swoim dalszym życiu.
-Nie..Christian?-odezwałam się nieśmiało, podciągając kolana pod brodę, i okrywając się kocykiem. W pokoju panował półmrok,zasłoniłam wszystkie zasłony, i mimo ciemności nie czułam się bezpiecznie.
-Słucham?-popatrzył mi w oczy, splótł swoje palce z moimi i położył na swoim kolanie,posyłając mi jednocześnie, jedno ze swoich najpiękniejszych spojrzeń.
-Dziękuję,że jesteś.-zarumieniłam się-Ale ja wszystko przemyślałam..-usiłowałam się uśmiechnąć-I urodzę to dziecko.-popatrzył na mnie z mieszaniną zdziwienia i radości,po czym mocno mnie do siebie przytulił.
-Ale póżniej..Ja podjęłam decyzję..-Głos powoli zaczął mi drżeć od zbliżającego się płaczu.-Oddam je do adopcji..Tak będzie lepiej..-zaczęłam się tłumaczyć.
-Dlaczego?-zapytał, poprawiając moją krzywo zapiętą bluzę.
-Chcę żeby miało normalne dzieciństwo. Normalną rodzinę. Nie chcę, żeby mu czegoś brakowało. Andy...On go nie chce..-Nie dokończyłam, bo łzy mimowolnie zaczęły spływać po moich policzkach. Ukryłam twarz w dłoniach, nie chcąc, aby po raz kolejny oglądał mnie w takim stanie.
-Ty wiesz najlepiej..-ujął moje dłonie, patrząc mi głęboko w oczy.
-Kocham je, i chcę dla niego jak najlepiej...Chociaż z drugiej strony..Za bardzo będzie mi o nim przypominać...Odsunęłam się od perkusisty i położyłam na łóżku, zwijając się w kłębek. Było mi okropnie zimno, smutno i...pusto. Na dnie walizki odnalazłam jedną,zagubioną koszulę Biersacka,którą przez przypadek zapakował,dlatego teraz wtuliłam twarz w kawałek białego materiału, ciesząc się jego zapachem.
-Przecież mogę się wami zaopiekować.Jeśli masz jakieś wątpliwości...Zajmę się nim, jak własnym dzieckiem. Niczego nie będzie wam brakowało. Nie pozwolę nikomu was więcej krzywdzić.-Położył się koło mnie i delikatnie pogłaskał po twarzy. Zamknęłam oczy i wyszeptałam tylko ,,Dziękuję", bardziej się do niego tuląc. Czułam jeszcze, jak przykrywa nas kołdrą i nuci jakąś piosenkę, chcąc abym zasnęła i przestała płakać. Nie chcę być podła ani niewdzięczna,ale przed samą sobą musiałam przyznać,że oddałabym absolutnie wszystko, aby zamiast Christiana, leżał koło mnie Andy i czule obejmował mnie swoimi silnymi ramionami, z licznymi tatuażami.
~~ANDY~~
(...)-Tęskniłeś za mną?-wyszeptała mi do ucha, powoli przesuwając nożem po całej szyi, na co nerwowo i głośno przełknąłem ślinę.-Jestem dla ciebie taka niedobra, tyle czasu mnie nie było..-ciągnęła niezrażona, śmiejąc się złośliwie.-Mam nadzieję,że jesteś sam...W innym wypadku ta twoja suka niestety zepsułaby naszą zabawę,prawda? Oj, nie możemy do tego dopuścić.-czułem jej gorący oddech na karku, niestety nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu, co zostało potraktowane przez dziewczynę jako zachęta do dalszej ,,zabawy"-cokolwiek ten termin oznaczał, dlatego jej działania stały się coraz śmielsze.
-Ta gówniara znowu wszystko zepsuje..Gdzie ona jest? Powiedz mi kochanie.-wymruczała chowając twarz w zagłębienie mojej szyi i powolnie zlizując pojawiające się na niej, kropelki potu.
-Przestań ją tak nazywać!-warknąłem, i na tyle, na ile pozwalały mi skrępowane ręce, odepchnąłem blondynkę od siebie.-Zaczynasz się stawiać,tak?-krzyknęła, lekko się zataczając, jednak w porę oparła się o ścianę, co uratowało ją od upadku na wyłożoną panelami podłogę.-To ja dyktuję warunki,zrozumiano!?-nie zdążyłem nawet zareagować, kiedy wściekła podeszła do mnie od tyłu, i wymierzyła mi solidnego kopniaka w zgięcie prawego kolana. Zwinąłem się z bólu, usiłując przekręcić się w taki sposób, aby upadek spowodował jak najmniej bólu, jednak bez pomocy rąk, było to niemożliwe. Zagryzłem wargi, obserwując jak dziewczyna wsuwa nóż w tylną kieszeń swoich ciemnych dżinsów, uśmiechając się do mnie złośliwie. -Nie martw się kochanie, zaraz się wszystkim zajmiemy.-odezwała się do mnie zmienionym, miękkim głosem, nie zwiastującym nic dobrego i niespiesznie wbiła długie, czerwone tipsy w moje obolałe kostki, na co zareagowałem pełnym bólu, jęknięciem, co najwyrażniej bardzo jej się spodobało. Jęczałem również, kiedy za nogi ciągnęła mnie do salonu, po twardych, nierównych panelach, kiedy usiłowała posadzić mnie na kanapie i kiedy szarpnęła mnie za włosy, chcąc wymusić posłuszeństwo. Rwący ból pleców, odbierał mi jakąkolwiek zdolność logicznego myślenia, zagłuszał ostatnie krzyki instynktu samozachowawczego i przyćmiewał wszystkie inne bodżce, docierające do mnie z zawrotną prędkością. Przypuszczałem, że mam wyrwaną połowę skóry, w końcu kiedy byłem brutalnie wleczony po nierównych panelach, moja koszula trochę się podwinęła, a nierówności pokaleczyły mi skórę,co z pewnością nie wyglądało zbyt przyjemnie.-Nie wiem, dlaczego tak nagle mnie zostawiłeś? Nie było nam dobrze? Nie dogadywaliśmy się? Nie spędzaliśmy ze sobą czasu? No powiedz mi wreszcie!-jej ton zmienił się na bardziej napastliwy, wyrażający złe zamiary, jednak nie mogłem wyciągnąć pełnych wniosków, ponieważ Simms stała do mnie tyłem, oparta o parapet i ciężko łapała oddech, co nie pozwalało na pełną ocenę sytuacji.
-To nie tak...-odezwałem się, jednak nie dała mi dojść do słowa.
-To ona wszystko zepsuła! To ona namieszała ci w głowie!-odwróciła się gwałtownie, i dusząc spazmatycznym płaczem powoli do mnie podeszła.
-Co ona ma, czego nie mam ja? Śmiało,powiedz mi!-rozkazała, ku mojemu przerażeniu sadowiąc się na moich kolanach.
-To nie jest tak jak myślisz. Zakochałem się w innej. Proszę, spróbuj mnie zrozumieć!-ostatkami sił, próbowałem się jakoś bronić, jednak cały wysiłek znowu poszedł na marne. Juliet w odpowiedzi czule przygryzła płatek mojego ucha. Zadrżałem.
-Nie wiesz co mówisz...Ona cię omamiła, ale spokojnie..Sprawię, że wszystko będzie jak dawniej...-zarzuciła mi ramiona na szyję i mimo moich niemych protestów powoli zmieniła pozycję. Teraz siedziała na mnie okrakiem, skutecznie blokując wszelkie ruchy i odcinając drogi ucieczki.
-Pamiętasz, jacy byliśmy szczęśliwi?-zapytała, uśmiechając się-w jej domniemaniu-seksownie i wbijając zęby w moją szyję. Ponownie zagryzłem wargi, usiłując powstrzymać jęk, cisnący mi się na usta. Dziewczyna jeszcze przez chwilę zajęta była całowaniem i lizaniem, szyi i jej okolic,wydawało mi się nawet, że jest w jakimś transie,dlatego olbrzymie było moje zdziwienie, gdy niespodziewanie rozkazała.
-Podaj mi rękę!
-Słucham?
-Nie zrozumiałeś!? Dawaj rękę!-burknęła, sprawnie rozwiązując, skrępowaną dotąd, lewą rękę. Jednym, stanowczym ruchem podwinęła rękaw, drąc przy tym kawałek materiału i dokładnie przyjrzała się odsłoniętym tatuażom.
-Jak mogłeś...-odezwała się po trwającej niebezpiecznie długo,ciszy. Dopiero wtedy zorientowałem się, że chodzi jej zapewne o rysunek serduszka z jej imieniem, który niedawno laserowo usunąłem. Przełknąłem ślinę, spodziewając się najgorszego, jednak nic takiego się nie stało. Juliet jeszcze chwilę wpatrywała się w moją rękę, by po chwili znowu ją wykręcić i związać za plecami, aby uniemożliwić mi jakikolwiek ruch. Patrzyła na mnie chwilę, z triumfującą miną i oblizawszy łakomie wargi, brutalnie wpiła się w moje usta. Nie potrzebowałem dużo czasu, aby mój mózg rozpoznał sytuację zagrażającą zdrowiu a nawet życiu i przesłał impulsy do wszystkich kończyn, wywołując próbę wyswobodzenia się. Po kilku chwilach zacząłem się gwałtownie szarpać, chcąc dostać się do powietrza, które przed chwilą zostało mi odebrane przez jęczącą na cały dom, i najwyrażniej świetnie bawiącą się dziewczynę.
-Nigdy nie będziemy razem.Kocham tylko Reginę.-oznajmiłem stanowczo, zrzucając blondynkę ze swoich kolan, co niestety nie było zbyt dobrym pomysłem, ponieważ Juliet zdążyła złapać mnie za szyję i pociągnąć za sobą.
-Kocham ją...-powtórzyłem, kątem oka zauważając, jak podnosi coś nad moją głowę, a po chwili pogrążyłem się w całkowitej ciemności po uderzeniu.
~~REGINA~~
Obudziłam się w środku nocy, co wywnioskowałam z ciemności panującej za oknem, a raczej zostałam obudzona, przez ostry,kłujący ból brzucha. Było mi niedobrze, towarzyszyło mi dziwne uczucie, że zaraz zwymiotuję, chociaż przecież nic nie jadłam. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie obudzić Christiana, jednak tak spokojnie spał,że nie miałam sumienia teraz go budzić, w końcu przez cały dzień zajmował się niańczeniem mnie i teraz należał mu się odpoczynek. Wzięłam drobny łyk wody, ze szklanki stojącej na szafce nocnej i usiłując się uspokoić, powolnym krokiem ruszyłam w stronę łazienki. Zawroty głowy zmusiły mnie do złapania się szafki, stojącej w przedpokoju. Gdy już byłam całkiem pewna, że się nie przewrócę, pewnym krokiem zmierzyłam w stronę zielonych drzwi. Jedyne o czym marzyłam, był szybki prysznic, czułam się jakoś nieświeżo,dlatego chciałam jak najszybciej pozbyć się tego uczucia. Świat wykonał nieoczekiwany zwrot przed moimi oczami, podłoga nieoczekiwanie zamieniła się miejscami z białym sufitem. Oparłam się o zimną umywalkę, próbując spazmatycznie złapać trochę powietrza, jednak to nic nie pomogło. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, żołądek szaleńczo podskakiwał mi do gardła, i w dalszym ciągu było mi niedobrze. Powoli opadłam na kolana i resztkami sił pochyliłam głowę. Świat wciąż wirował jak szalony, zakłocając wszelkie docierające do mnie bodżce.
Jak przez mgłę usłyszałam czyjeś kroki obok mnie, nieznajome ręce przeniosły moją głowę z podłogi na swoje kolana.Andy?
-O Boże, spokojnie, Ginia, spokojnie!-Mroczki przed oczami powoli znikały, pozwalając mi na rozpoznanie osoby, która mnie znalazła, mianowicie Christiana.
-Co się dzieje?-wydusiłam
-Oddychaj spokojnie, cholera, gdzie jest mój telefon!?
-Co chcesz zrobić?-zapytałam nieprzytomnie, chociaż świat już tak nie wirował, a ja poczułam się trochę lepiej. Mój umysł, był na tyle sprawny, by zauważyć Christiana, nerwowo wystukującego jakiś numer na swoim telefonie.
-(...)Moja przyjaciółka dostała krwotoku, błagam, niech ktoś tutaj przyjedzie! Adres? (..)-Zamrugałam zaskoczona, po tym co usłyszałam. O czym on mówi? Jaki krwotok? Przecież tylko się przewróciłam..
-Jaki krwotok?-zapytałam patrząc mu w twarz i wyciągając do niego zdrętwiałe ręce.
-Oddychaj. Spokojnie. Wszystko będzie dobrze.-ponaglił mnie. Czułam jak jego ręce drżą, ale nie mogłam wykonać żadnego, nawet najmniejszego ruchu, który chociaż trochę by go uspokoił. Twarde płytki wbijały mi się w plecy, kiedy leżałam tak, z zamkniętymi oczami, na wznak, poddając się całkowicie perkusiście.
Przed moimi oczami pojawiły się-dla odmiany-białe plamy. Skupiłam się na obserwowaniu tej największej, królującej nad pozostałymi, sprawiającej wrażenie pochłaniania wszystkiego,dlatego z początku nie zauważyłam sanitariuszy, którzy niespodziewanie pojawili się w mieszkaniu.
-CC, gdzie oni mnie zabiorą?Ja nie chcę iść do szpitala!-protestowałam, kiedy przełożyli mnie na jakąś szeroką, plastikową deskę.-To nie jest konieczne. Nie chcę! Błagam, nie!-z pierwszym atakiem paniki, na moich policzkach pojawiły się gorzkie łzy przerażenia.
-Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Nie zostawię cię.-przemówił do mnie uspokajającym głosem, zbierając czarne włosy, które przykleiły się do mojej spoconej twarzy, i trzymając mnie za rękę.
-Dziękuję.-wyszeptałam zamykając oczy i całkowicie poddając się woli lekarzy. Przestałam myśleć o pytaniach i Andym, co sprawiło, że strach i panika zaczęły powoli znikać.
~~ANDY~~
-Andy,obudż się.-usłyszałem miękki,cudowny głos,który pragnąłem usłyszeć już od wczoraj. Mało tego,wydawało mi się nawet,że Regina delikatnie pogłaskała mnie po policzku, w każdym razie czułem dotyk jej aksamitnej dłoni, na swojej skórze. Powoli otworzyłem oczy,jednak od razu je zamknąłem, oślepiony przez ostre światło. Okropnie bolała mnie głowa, było mi strasznie niewygodnie,jednak nie miałem siły na zmianę pozycji. Z ulgą zauważyłem,że ktoś o dobrym sercu,wyswobodził moje ręce, z widocznymi teraz,wyrażnymi siniakami powstałymi w miejscu,gdzie został zaciśnięty sznurek. Rozmasowałem sine i zdrętwiałe nadgarstki,usiłując powoli się podnieść,co zakończyło się szarpiącym bólem całego ciała, i-trudnym do wytrzymania-kłuciem w głowie. Podrapałem się po głowie, z niepokojem wyczuwając, że moje włosy są lekko wilgotne. Przeczesałem kosmyki jeszcze raz, zauważając,że zostały posklejane resztkami zaschniętej krwi, sączącej się spokojnie z rozcięcia na środku głowy. Posmak krwi czułem również w ustach, i dopiero wówczas przypomniałem sobie, że Juliet mocno uderzyła mnie w głowę, pozbawiając mnie przytomności. Z wielkim trudem przekręciłem się na lewy bok, ignorując kłucie, gdzieś na wysokości łopatek. Wyciągnąłem ręce przed siebie, widok lewej ręki wywołał u mnie tak wielki szok, że mimo tego, że chciałem krzyczeć, żaden głos nie wydobył się z mojego gardła. Z przerażeniem patrzyłem na ciemnoczerwony płyn sączący się z głębokich cięć na mojej ręce, cięć w miejscu starego tatuażu, przedstawiających tylko jedno słowo-Juliet. Zamrugałem zaskoczony,w jednej chwili zdałem sobie sprawę,że pozostanie w tym okropnym miejscu, razem z tą-jak to przed chwilą udowodniła-nieobliczalną wariatką, groziło utratą zdrowia lub nawet życia. Zagryzając wargi, starając się, by nie jęknąć z bólu, powoli zacząłem czołgać się w stronę meblościanki, gdzie w dolnej szufladzie, pod stertą serwetek ukryty był pistolet, którego Regina kazała mi się pozbyć, kiedy pokłóciliśmy się przed świętami. Pochwaliłem się w duchu za to, że nie wykonałem polecenia mojej dziewczyny,jednocześnie modląc się o to, abym był w stanie dosięgnąć gałki od szuflady.
,,Jeszcze mały kawałeczek,malutki.Już naprawdę blisko. Zrób to dla Reginy."-powtarzałem w myślach, powoli sunąc w stronę szuflady,jednak kiedy byłem już u celu,dosłownie jedno wyciągnięcie ręki, przerwał mi wrzask dobiegający z kuchni,który skutecznie uniemożliwił moje zamiary.
-Zamknij się! Zamknij się! Zamknij się!-głos Juliet odbił się od wszystkich ścian,a ja przerażony całą sytuacją, płasko przywarłem do podłogi,nasłuchując. Najwyrażniej dziewczyna nie była już sama, bo do moich uszu dobiegł cichy, przestraszony i jednocześnie zupełnie nieznajomy głos mężczyzny.
-Rozumiem, że się zdenerwowałaś, ale dlaczego musiałaś go zabijać?-zapytał, a ja zamrugałem zaskoczony wyciągając dłoń w stronę gałki, i opierając na niej posiniaczone palce. Miałem teraz doskonałą okazję na wyciągnięcie broni, i szybką ucieczkę z tego miejsca, wydawało mi się,że jeszcze długo będzie się na niego wydzierać, dlatego trzeba korzystać z okazji,póki jeszcze mogę chodzić.
-Ty nic nie rozumiesz! Powiedział,że kocha tamtą!- powolnym ale stanowczym ruchem, odsunąłem ciężką szufladę,zostawiając jedynie małą szparę, przez którą z łatwością przeszła moja ręka.
-Wiesz,zamknij się. Trzeba pomyśleć, co z nim zrobić.-odezwał się nieznajomy, nie zważając na jego wypowiedż, zmieniłem pozycję, zupełnie ignorując spazmatyczny płacz Juliet, i jednostajne łomotanie w głowie. Klęcząc, przerzuciłem stos serwetek, uważając przy tym,aby nie narobić zbyt dużego hałasu,który mógłby zwabić tą dwójkę.
-To bardzo proste. Przyznasz się,że to TY go zabiłeś.-zaśmiała się złośliwie, ignorując jęknięcie nieznajomego.
-Nie..Nie..Zwariowałaś?! Ja mam żonę, nie mogę teraz iść do więzienia! Co ja gadam! Ja wogóle nie mogę iść do więzienia! Ona sobie nie poradzi,rozumiesz?
-Myślę, że będzie przeszczęśliwa, kiedy pokażę jej nasz film. Przyjmie cię z otwartymi ramionami, kiedy dowie się, ile razy ją zdradzałeś.-Przez chwilę mnie zamurowało. Juliet miała romans z jakimś żonatym mężczyzną, a teraz jeszcze usiłuje wrobić go w zabójstwo? Nie mieściło mi się w głowie,jak można być takim podłym, i całkowicie wyzbytym jakichkolwiek ludzkich uczuć.
-Masz pomysł, co będzie dalej?-zapytał, a w jego głosie wyczułem ogromny smutek i beznadzieję. Facet najwyrażniej zdał sobie sprawę, w jakiej nędznej sytuacji się znalazł.
-Wywieziemy go gdzieś..-zamyśliła się-Na przykład do lasu. Zanim go znajdą,my będziemy już daleko. Holandia? Francja? Niemcy? Coś wymyślimy.-moje poszukiwania przyniosły upragniony rezultat.Pod palcami wyczułem chłód i kształt drobnego pistoletu, i z uśmiechem powoli przesunąłem go bliżej, w stronę szpary.Zacisnąłem palce na chwycie tak mocno,że moje kostki przybrały niemal białą barwę, i powoli, z wielkim skupieniem wyjąłem broń z szuflady,pamiętając o dokładnym jej zamknięciu.Czułem się bezpieczniej zaciskając palce na chwycie do tego stopnia,że odważyłem się postąpić kilka kroków naprzód. Starałem się myśleć tylko o ucieczce,dlatego prawie nie zauważyłem,kiedy temat rozmowy, dwójeczki znajdującej się w kuchni drastycznie się zmienił.
-Mówiłaś,że on ma dziewczynę...
-Tamtą sukę? Po co mi o niej przypominasz?!-zastygłem bez ruchu,nadsłuchując.
-Ona się zorientuje,że go nie ma..
-Żałosny jesteś. Ją też załatwię!-w jej głosie zawibrowała histeria-Myślisz,że tak ciężko jest upozorować samobójstwo?-Po tych słowach, coś we mnie pękło. Dosłownie. Owszem,mogła mnie pobić,poszarpać,skaleczyć nawet zabić,ale nie wolno jej zbliżać się do Reginy! Jeśli jej coś zrobi,nie ręczę za siebie. Poczułem jak zalewa mnie fala gorąca, chciałem wbiec do kuchni,złapać tą jędzę za szyję i własnoręcznie udusić,za takie wstrętne słowa.
-Wiesz, dlaczego go załatwiłam? Bo skoro ja nie mogę go mieć,ona też go nie dostanie.
Przejechałem dłonią po twarzy, co było najgorszą możliwą decyzją w obecnym położeniu. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, naboje,które ściskałem w spoconej dłoni powoli wysunęły się, i z ogromnym hukiem spadły na wyłożoną deskami, podłogę. Zamknąłem oczy, będąc wściekłym na siebie za swoją ogromną głupotę, i modląc się o wybawienie.
-Stój!-krzyknąłem do dziewczyny,która pojawiła się w pokoju, i powoli zmierzała do mnie ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Wycelowałem w nią, opierając palec na spuście, chcąc sprawiać wrażenie pewnego siebie, posiadającego naładowaną broń faceta, który może go użyć w każdej chwili,aby skutecznie się bronić.
-Jesteś sprytniejszy, niż mi się wydawało. -zatarła ręce-Ale tym razem, to ja jestem górą.-pomachała mi prawą dłonią, w której trzymała długi łańcuszek. Dopiero po chwili, zorientowałem się,że trzyma mój wisiorek, który najwyrażniej musiała mi zerwać z szyi, kiedy leżałem nieprzytomny na podłodze.
Rzuciłem się do przodu chcąc odebrać jej swoją własność, kiedy poczułem jak czyjeś silne ręce głaszczą mnie po ramionach.
-Zapamiętaj. Nigdy nie podnoś ręki na dziewczynę.-usłyszałem dobiegający do mnie głos i drgnąłem kiedy wyczułem męski oddech na moim karku. Zamknąłem oczy, prosząc w myślach jakiegoś dobrego sąsiada,aby zajrzał do mojego domu i uratował mnie przed pewną śmiercią. W myślach przeprosiłem Reginę, czując jak zbiera mi się na płacz,jednak mocne uderzenie w sam środek pleców, przeszkodziło mi w totalnym załamaniu się. Wyciągnąłem ręce przed siebie, chcąc zamortyzować upadek,ale zamiast podłogi, napotkałem twardy blat szklanego stolika.
Kurczowo zacisnąłem powieki, uważając by odłamki szkła nie zniszczyły mi wzroku. W głowie słyszałem tylko trzaski, czułem krew spływającą po twarzy i wciskającą się do zamkniętych ust, wydawało mi się, że wszystkie kości pokruszyły się, tworząc wewnątrz mnie nieskładną,krwawą miazgę. W ostatniej chwili świadomości przypomniałem sobie program przyrodniczy o niedżwiedziach brunatnych, który oglądałem razem z ukochaną gdzieś na początku grudnia. Gruby facet ze śmieszną brodą, instruował,że w przypadku spotkania z głodnym, nastawionym na mord niedżwiedziem, należy położyć się na ziemi, udając nieżywego, co znacznie zmniejszy ryzyko ataku. Nie mając właściwie nic do stracenia, zastosowałem tą dziwaczną poradę w odniesieniu do obecnej,zaistniałej sytuacji. Wstrzymałem oddech, starając się nie poruszać żadnym mięśniem,ani kończyną.
-Zabiłeś go! To twoja wina! Co ty wyrabiasz!?-usłyszałem wściekły, histeryczny szloch Juliet, po którym, do moich uszu dobiegł odgłos uderzenia.
-Nie histeryzuj.-nakazał mężczyzna, ignorując łkanie dziewczyny. Przez lekko uchylone powieki obserwowałem, jak klęka koło mnie, a po chwili wyczułem zimne, zdrętwiałe palce badające mój puls.-Zaufaj mi. Pomogę ci.-usłyszałem jego cichy, niemal niesłyszalny szept, kłujący w uszy i świdrujący obolałą czaszkę.-Nie wyczuwam pulsu.-zwrócił się do Juliet, posyłając mi ostatnie spojrzenie.
Dalszy rozwój wypadków nie jest mi dokładnie znany, według sąsiadki, która odnalazła mnie posiniaczonego i ledwo przytomnego na podjeżdzie,Juliet wraz ze swoim wspólnikiem zostawili mnie na dworze,a sami zbiegli z miejsca zdarzenia, chcąc-najwyrażniej-uniknąć kary.
-Więcej opatrunków! Delikatniej, nie wiadomo czy nie ma jakichś urazów wewnętrznych! Podajcie mu więcej tlenu, i dajcie jakiś koc! Jest strasznie wychłodzony!-słyszałem nad sobą jakieś głosy,jednak nie mogłem ich rozpoznać. Wszystkie obrazy i dżwięki, zlewały się w jedną wielką plamę barwną,by zaraz potem rozmyć się na tysiące tęczowych kropeczek. Zmęczony zamknąłem oczy, czując jak ręce robią się całkowicie bezwładne, a głowa przestaje przetwarzać zasłyszane informacje.
-Regina..-wyszeptałem zdrętwiałymi wargami, zanim całkowicie osunąłem się w ciemność.
Nareszcie! Po dwóch godzinach spędzonych w zimnym gabinecie lekarskim, w towarzystwie niezbyt zadowolonego policjanta, i kilku młodych pielęgniarek byłem naprawdę wykończony. Przez całe badanie, połączone z dosyć bolesnym opatrywaniem ran, których nabawiłem się podczas spotkania z Juliet,wyrywałem się i krzyczałem, aby ktoś zainteresował się moją dziewczyną,której grozi wielkie niebezpieczeństwo,jednak policjant nawet nie zamierzał ruszyć się ze swojego miejsca, co dodatkowo mnie rozdrażniło. Wprawdzie dostałem leki na uspokojenie i przeciwbólowe, jednak nie pomogły zwalczyć przerażenia,które nie opuszczało mnie przez całe przesłuchanie. Nie byłem w stanie dokładnie opisać całego zajścia, z wielkim trudem opisałem przebieg ich rozmowy,podałem namiary na Juliet i usiłowałem opisać towarzyszącego jej chłopaka, co niestety, przyniosło marny rezultat. Niemal na kolanach błagałem funkcjonariusza, o zainteresiwanie się Reginą, tak bardzo się bałem,że Simms zrealizuje swoje plany...Facet jednak był całkowicie spokojny,poinformował mnie o otrzymanym sygnale od znajomego, z którego wstępnie wiadomo,że ujęto podejrzaną przy próbie opuszczenia miasta, i powolnym,sennym krokiem opuścił gabinet, z którego wyszedłem zaraz po nim.Byłem wściekły, rozdrażniony, czułem,że zaraz się rozpłaczę, z ogromnego wręcz nie do wytrzymania bólu fizycznego,jak i bólu psychicznego-lęku o ukochaną osobę,której nikt nie chce pomóc. Z niedowierzaniem pokręciłem głową, wlekąc się w stronę wyjścia ze szpitala. Jedyne o czym marzyłem była gorąca kąpiel,papieros i ciepła, pachnąca lawendą pościel, oraz delikatne, serdeczne i pełne uczucia ramiona dziewczyny. Oddałbym wszystko, aby móc się do niej przytulić, delektować się zapachem jej ślicznych, czarnych włosów, smakiem drobnych, malinowych ust...Pochłonięty własnymi myślami,nawet nie zauważyłem, kiedy wpadłem na jakiegoś obcego, zdezorientowanego mężczyznę, i omal nie przewróciłem go na podłogę.
-Przepraszam..Powinienem bardziej..-zamilkłem, kiedy w chłopaku rozpoznałem...swojego kumpla.
-Andy?-CC popatrzył na mnie jak na wariata, nerwowo przeczesując czarne włosy.-Kto cię tak urządził?-zapytał,jednak sparaliżowany strachem, nie byłem w stanie wydusić żadnego słowa. Czułem, jak nadmiar emocji rozsadza mi głowę.
-Co ona jej zrobiła?! Nie..Dlaczego!?-złapałem perkusistę za kołnierz skórzanej kurtki i mocno przycisnąłem do ściany, wlepiając w niego oczekujące spojrzenie.
-Jaka ona? O czym ty mówisz? Andy, uspokój się i porozmawiajmy!-zaprotestował, próbując się wyswobodzić,co nie przyniosło żadnego skutku. Zignorowałem ciekawskie spojrzenia innych pacjentów, którzy uznali, że nasza rozmowa jest bardzo ciekawym zjawiskiem, i nie mając innego zajęcia do roboty, zaczęli się nam przyglądać.-Chodzi ci o Juliet? To ona cię tak urządziła? Boisz się o Reginę? Spokojnie,Juju u nas nie było.-oznajmił twardo, uśmiechając się do mnie współczująco,kiedy puściłem jego kurtkę.
-Przepraszam..Miałem dosyć nieprzyjemne spotkanie, które zakończyło się,no..nieciekawie-wskazałem dłonią na opatrzoną twarz-Suka groziła, że zabije Ginię,dlatego tak bardzo się wystraszyłem.-streściłem w skrócie, ocierając zimny pot z czoła.
-Nic się nie stało. Regina jest bezpieczna.-oznajmił, wyczekująco spoglądając w stronę białych drzwi prowadzących na jakiś oddział.
-W takim razie, co tutaj robisz?-zapytałem, podążając za jego wzrokiem.
-Przysięgnij,że nie będziesz się denerwować
-Cholera,Christian!
-Znalazłem ją w łazience, dostała krwotoku, dlatego od razu zadzwoniłem po pogotowie i teraz czekam,aż ktoś przyjdzie, i powie mi w jakim jest stanie.-wyrzucił jednym tchem, spogladając na mnie z obawą. Najwyrażniej bał się,że zacznę na niego krzyczeć, jednak nawet nie miałem takiego zamiaru.
-A..A co z..z moim maleństwem?-zapytałem, czując, że zaraz rozkleję się jak jakaś baba. Zakreciło mi się w głowie,na szczęście w porę spocząłem na plastikowym,białym krzesełku.
-Nie martw się. Napewno wszystko będzie dobrze..-CC usiadł koło mnie i przyjacielsko poklepał mnie po plecach. Utkwiłem w nim przerażone spojrzenie.
-Ja..ja nie chcę się z tobą kłócić..Nie chcę cię wyrzucać z zespołu..te emocje...Ja sam nie wiem,co się ze mną dzieje!-dokończyłem, i ukryłem twarz w dłoniach.
-Niczym się nie przejmuj. Spokojnie. Ja wiem co przeżywasz, i też nie chcę się z tobą kłócić.-oznajmił poważnym tonem,po przyjacielsku, przytulając mnie do siebie.-Żadna dziewczyna,nawet tak cudowna jak Regina, nie jest warta rozpadu takiej przyjażni.-zwróciłem się do Christiana-Bardzo ci dziękuję,że się nią zaopiekowałeś..Gdyby nie ty,to nie wiem, co mogłoby się stać.-dokończyłem, zdejmując kurtkę,bo z nadmiaru strachu i wrażeń zrobiło mi się gorąco.
-Nie ma o czym gadać. Drobiazg.-uśmiechnął się pokrzepiająco.-Musimy poczekać,może zaraz ktoś do nas wyjdzie.-uspokoił mnie, jednocześnie rozprostowując zwiniętą w rulon gazetę-jak się okazało, katalog z częściami perkusyjnymi-i zajął się lekturą.Korzystając z pierwszej jak dotąd-wolnej chwili, zamknąłem oczy,opierając obolałą potylicę o białą,gładką ścianę,z zamiarem ucięcia sobie krótkiej,ożywczej drzemki. Prawie zasnąłem,kiedy do porządku przywołało mnie stanowcze szturchnięcie w ramię.
-Andy,na śmierć zapomniałem. Musisz iść do rejestracji,kazali mi wypełniać jakieś ważne dokumenty,karty przyjęcia na izbę,ale nie mam dokumentów Gini,ani nie jestem nikim z jej rodziny. Obiecałem,że po ciebie zadzwonię i uzupełnisz wszelkie formalności-wyjaśnił
-W porządku.-odparłem wstając, z zamiarem udania się do okienka, położonego po drugiej stronie korytarza.
-Andy?-odwróciłem się.
-Chcesz kawy? Idę sobie kupić,więc pomyślałem,że może ty też zechcesz. Kupić ci?
-Chętnie.-roześmiałem się-Dwie łyżeczki cukru i mleko-puściłem mu oczko,jednocześnie szukając swojego dowodu,który przepadł w czeluściach mojej kieszeni.
~~Godzinę póżniej~~
Zdążyłem wypić dwie mocne kawy,pozbyć się głodu, za pomocą zbożowego batonika z automatu,zdrzemnąć się,oparty o korytarzową ścianę i wypełnić plik ważnych dokumentów,uzupełniając je o pesel,datę urodzenia i inne niezbędne informacje dotyczące mojej dziewczyny. Największy problem miałem jednak przy kartce ,,Przyjmowane leki", przyłapałem się na tym,że nawet nie mam pojęcia, co bierze moja ukochana, wobec tego niestety nie mogłem jej wypełnić. Po kolejnych, napiętych 15 minutach,kiedy zapadałem na drugą tego dnia, krótką drzemkę z sali w końcu wyszedł lekarz, który od razu zawołał nas do siebie.
-Dziewczyna miała krwotok,spowodowany najprawdopodobniej silnym wstrząsem organizmu, być może jest to reakcja obronna na przewlekły stres.-oznajmił,poprawiając okulary
-A..A co z moim dzieckiem?-zapytałem, spodziewając się najgorszego.
-Ze wstępnych badań USG wynika, że z dzieckiem wszystko w porządku. Ciąża nie jest zagrożona. To pan jest ojcem?-zapytał, a ja z ulgą wypuściłem powietrze, kiwając głową.
-Tak.
-Jest pan chłopakiem lub narzeczonym pacjentki?
-Chłopakiem-potwierdziłem, nerwowo rozmasowując kostki prawej dłoni.
-Mogę z panem porozmawiać? Na osobności.-położył nacisk na ostatnie słowa, patrząc przy tym na zaskoczonego Christiana.
-Oczywiście.-posłałem kumplowi przepraszające spojrzenie, na co tylko pokiwał głową, bezradnie rozkładając ręce. Lekarz uważnie zlustrował mnie wzrokiem, po czym złapał mnie za łokieć,prowadząc w stronę przeciwległego kąta.
-Zacznę wprost. Orientuje się pan, skąd wzięły się te liczne rany na rękach i nadgarstkach dziewczyny? Część z nich jest naprawdę głębokich, a z naszych obserwacji wynika,że nie były prawidłowo opatrzone. Nie chcę pana martwić,ale mogło nawet dojść do zakażenia.-popatrzył na mnie surowo,a moje milczenie przyjął najwyrażniej jako zgodę na dalszą wypowiedż-Przykro mi to mówić, ale najprawdopodobniej będziemy musieli skierować pacjentkę na leczenie psychiatryczne.-przełknąłem ślinę.
-Przecież ona jest w ciąży..-zacząłem niepewnie.
-Oczywiście,że nie skierujemy jej tam teraz. Kobieta musi być teraz pod stałym nadzorem lekarzy,ze względu na to,że podobne wypadki mogą się przytrafić w przyszłości. Proszę na razie niczym się nie martwić. Najważniejsze jest zdrowie dziecka.
-Mogę ją zobaczyć?-zapytałem, czując wypełniające mnie poczucie bezsilności.
-Tak,jednak proszę zachowywać się spokojnie. Pacjentka musi unikać stresu.-wskazał mi białe drzwi, po lewej stronie, spiglądając jednocześnie na tarczę czarnego zegarka, ukrytego wcześniej pod rękawem.-Na mnie już pora-oznajmił ściskając mi dłoń na pożegnanie.
-Dziękuję-podziękowałem i wróciłem na swoje miejsce,streszczając przebieg rozmowy perkusiście,przezornie omijając fragment dotyczący nadgarstków i leczenia Reginy.
-Mam do niej iść?-zapytałem z obawą,patrząc na kumpla,który lekko się do mnie uśmiechnął.
-Pewnie. Bardzo za tobą tęskniła.
-A ty? Nie idziesz?
-Chcę wam dać trochę czasu tylko we dwoje. No idż-popchnął mnie w stronę drzwi.-Ona cię teraz potrzebuje-dodał napotykając moje niezdecydowane spojrzenie. Najciszej jak potrafiłem,lekko nacisnąłem klamkę,patrząc jak drzwi ustępują po moim ruchu. Przed wejściem do sali ostatni raz popatrzyłem na perkusistę,który dodał mi otuchy,pokazując mi dwa kciuki uniesione do góry. Powoli przekroczyłem próg pomieszczenia.
Z drobnym wahaniem przysunąłem do jej łóżka plastikowe krzesełko i najciszej jak potrafiłem, usiadłem, nie spuszczając wzroku z jej białej, zapłakanej twarzyczki.
-Moja księżniczka..moje biedactwo..-wyszeptałem cicho, czując, że zbiera mi się na płacz. Wyciągnąłem swoją dłoń w stronę dziewczyny i złączyłem je ze sobą, uśmiechając się pod nosem. Leżała całkowicie nieruchomo i gdyby jej klatka piersiowa powoli się nie unosiła i opadała, byłbym przekonany, że nie żyje. Jej powieki były ze sobą złączone, widoczne pozostawały jedynie długie, posklejane od łez, czarne rzęsy, z kolei wargi pozostały lekko rozchylone, co oznaczało, że Regina oddychała przez usta. Spuściłem wzrok, będąc wściekłym na samego siebie. Gdybym nie był takim chamem, nic by jej się nie stało...a tak? Leży tutaj, słaba, w dodatku po jakimś silnym krwotoku...
-Tak bardzo cię przepraszam...Przepraszam, że tak strasznie cierpisz...przezemnie...-wyszeptałem i pocałowałem ją delikatnie w czubek głowy. Nie byłem w stanie dłużej pohamować emocji w wyniku czego, światło dzienne ujrzało kilka gorzkich, zupełnie niemęskich łez. Pospiesznie otarłem zapłakane oczy i odgarnąłem jej grzywkę na bok, pozostawiając jedynie cienki kosmyk czarnych włosów,który zawinąłem za jej ucho. Co jej się śniło? Czy myślała teraz o mnie? Oddałbym wszystko, aby poznać odpowiedż na moje pytanie, jednak Ginia była zbyt tajemnicza, ukrywała swoje uczucia, była cholernie trudna do rozszyfrowania. Pogłaskałem ją po dłoni, ze strachem lustrując spojrzeniem igłę, wbitą w jej drobną, rączkę.
-Mój kochany aniołek..-wyszeptałem czule, obserwując jak jej oczy powoli się otwierają.
~~REGINA~~
Nie musiałam nawet otwierać oczu, aby mieć pewność, gdzie się znajduję. Szpital. Jego charakterystyczny, przepełniony chorobą i bólem zapach z łatwością rozpoznałabym wszędzie i nie potrzebowałam do tego specjalnego wysiłku. Czułam denerwujący ucisk u brzuchu, a sztywna szpitalna koszula nie pozwalała mi na swobodne i płynne ruchy. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, usiłując usiąść na łóżku, co poskutkowało bolesnym szarpnięciem w kręgosłupie. Syknęłam z bólu i dopiero wówczas wyczułam, że nie jestem w pomieszczeniu sama, jak dotąd przypuszczałam. Czułam czyjeś palce lekko trzymające moją dłoń, jednak uścisk był tak delikatny, że ledwo byłam w stanie je wyczuć.
-Boję się...-wyszeptałam i z wahaniem otworzyłam oczy.-A..Andy? Czy ja umarłam?-zapytałam dziwnie spokojnym głosem, przyglądając się jego tęczówkom. Były idealnie niebieskie, jak górskie jezioro, jak bezchmurne niebo i dziwnie...spokojne.
-Dlaczego miałabyś umrzeć?-zapytał rozbawiony i poprawił bandaż, zakrywający prawie połowę jego twarzy. Przyjrzałam się uważnie jego rękom, pokrytym drobnymi rozcięciami i siniakami i momentalnie zrobiło mi się słabo. ,,Kto mu to zrobił?"-zapytałam samą siebie, bo bardzo bałam się odezwać.
-Bo jesteś tutaj...Przy mnie..-odezwałam się ledwo słyszalnym szeptem. Jedna moja połowa kazała mi niezwłocznie się od niego odsunąć, bojąc się ewentualnego uderzenia, druga zaś-o której wcześniej nie miałam pojęcia-wyrywała się do niego, chciała podejść i sprawdzić, czy aby napewno nie jest to nic poważnego, ryzykując możliwością odepchnięcia. Naprawdę nie wiedziałam, jak powinnam się zachować i znowu czułam się jak mała zagubiona dziewczynka, którą niewidzialna siła wciska w szpitalne łóżko i nie pozwala z niego wstać.
-Chce mi się pić..-tylko tyle zdołałam z siebie wydobyć, nie licząc nawet na czyjąkolwiek pomoc, a już w szczególności Biersacka. Ku mojemu zdziwieniu sięgnął po butelkę stojącą na szafce i nie spuszczając ze mnie wzroku delikatnie i niespiesznie odkręcił korek.W jego oczach widziałam poczucie winy, może nawet troskę, ale teraz, po tym wszystkim co mi zrobił, po prostu nie mogłam mu zaufać.Bałam się, że znowu zrobię coś nie tak, co zakończy się nieprzyjemną wymianą zdań lub bolesnymi zadrapaniami. Stałam się nieufna w stosunku do chłopaka, którego wczoraj bezgranicznie kochałam, dlatego z pewnym wahaniem przyjęłam od niego butelkę i bardzo powoli pociągnęłam kilka łyków, które podziałały ożywczo na moje przesuszone gardło. Wciąż byłam jednak za słaba-podobno straciłam bardzo dużo krwi-i moje ręce nie były w stanie utrzymać butelki, która niespiesznie wysunęła mi się z dłoni. Upuściłam ją, oblewając przy tym całą kołdrę.
-Musisz bardziej uważać. Nie jesteś jeszcze do końca sprawna.-odezwał się zatroskanym głosem i pochylił nademną żeby odgarnąć mokrą kołdrę. Korzystając z okazji, z lekkim wahaniem, delikatnie przesunęłam palcami po białym bandażu, co wywołało u niego ciche syknięcie bólu, jednak nie odtrącił mojej dłoni.
-Przepraszam..-wyszeptałam, nie wiedząc czy przepraszam go za swój bezpośredni gest, zalaną pościel, czy może za to, że ucierpiał w jakimś tajemniczym wypadku. Powiedziałam to od tak, żeby coś powiedzieć. Coś, żeby podtrzymać naszą rozmowę i przedłużyć jego pobyt przy moim łóżku.
-Nie masz za co. To nie twoja wina. Poczekaj, jakoś zorganizuję nową pościel.-lekko pogłaskał mnie po policzku i z drobnym wahaniem zdjął swoją skórzaną kurtkę,którą po chwili okrył moje obolałe ciało.-Zaraz wracam.-dodał zamykając drzwi prowadzące na korytarz.
Wykorzystałam to, że zostałam sama, na krótki przegląd sali w której się znalazłam. Naprzeciwko łóżka w którym leżałam, znajdowało się szczelnie zamknięte, małe, zakratowane okno. Nad moją głową syczała ,,ledwo żyjąca" przykurzona świetlówka, której brzęczenie zakłócało jedynie ciche pykanie kropelek powolnie spływających do rurki od kroplówki, która utrzymywała mnie w jako takim stanie. Sala była bezosobowa, pusta, najwyrażniej CC postarał się żebym nie miała towarzystwa.
Może to i nawet lepiej. Czekając na Biersacka wpatrywałam się z uwagą w jeden punkt, ukryty gdzieś na wysokości białej szafki nocnej. Czułam własną niemoc i bardzo chciało mi się spać. Przecierpiałam kilkanaście badań, zabiegów, badań USG..tak bardzo chciałam spać, jednak gdy tylko zamknęłam oczy, do porządku przywoływało mnie stanowcze poklepywanie po twarzy. ,,Nie śpimy".-oznajmiała pielęgniarka, a ja nie miałam nawet siły protestować. Nie przepadałam za lekarzami, jednak kiedy usłyszałam szczęśliwą wiadomość, że z moim dzieckiem wszystko w porządku i to, że będziemy mieli synka, mój stosunek do służby zdrowia zmienił się diametralnie. To przecież oni walczyli o to, żeby nic mu się nie stało i należało im się należyte podziękowanie. Kiedy Andy wrócił do sali, zdążyłam trochę dojść do siebie, to znaczy przemyślałam całą zaistniałą sytuację.
-Na szczęście mieli jeszcze zapas pościeli.-uśmiechnął się do mnie, zmieniając mi mokrą kołdrę, na drugą-wprawdzie suchą, ale równie sztywną i śmierdzącą jak poprzednia.
-Dziękuję..-odezwałam się kiedy poprawiał mi poduszkę.-Mogę się jeszcze napić?-zapytałam, skutecznie maskując prośbę.
-Oczywiście.-posłał mi kolejne słodkie spojrzenie, odkręcił butelkę, którą przytrzymał jedną ręką, natomiast drugą ujął mój podbródek. Spojrzałam na niego nieufnie.
-Co robisz?
-Ufasz mi?-zapytał
-Nie wiem..-odpiwiedziałam niepewnie.
-Nie bój się.-uspokoił mnie i delikatnie przyłożył dziubek butelki do moich ust, abym mogła spokojnie zaspokoić pragnienie, pilnując przy tym,abym się nie zakrztusiła. Wzięłam kilka drobnych, powolnych łyków i posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie.
-Jak się czujesz?
-Jakoś żyję..-odparłam, nie wdając się w szczegóły, zwłaszcza, że igła prowadząca do kroplówki zaczęła strasznie mi przeszkadzać.
-To chyba dobrze,no nie?-zapytał bezczelnym tonem, i w tej chwili wiedziałam, że jego dobroć znowu się skończyła.
-Wolałabym umrzeć. Przecież i tak mnie nienawidzisz. Nienawidzisz mnie, mojego głosu, mojego charakteru..wszystkiego..-otarłam samotną łzę, która uciekła spod jednej z powiek.
-Nie ma w tobie niczego czego mógłbym nienawidzić...-ujął moje nadgarstki i przysunął je do swoich ust, składając na kostkach kilka czułych pocałunków.
-Niby tak..Ale...Co ty sobie wyobrażasz przychodząc tu i udając kochanego przyszłego ojca, po tym co nam zrobiłeś?! Chcesz mydlić wszystkim oczy? Że niby jesteś taki opiekuńczy i troskliwy a w rzeczywistości..jesteś zupełnie inny!-krzyknęłam. Ciepłe łzy płynęły po policzkach.
-Widzę,że ci się poprawiło..To ja lepiej pójdę..Krzyk nie jest dobry dla dziecka. Odpocznij, przyjdę kiedy oboje będziemy w stanie odbyć poważną rozmowę.-oznajmił smutno, wstając i kierując się w stronę drzwi. Typowy, bezczelny Biersack..Kiedy tylko robiło się nieprzyjemnie, od razu tchórzył i uciekał.
-Najłatwiej tak po prostu sobie wyjść!-krzyknęłam za nim wtulając twarz w poduszkę.
-Pomyśl o tym.-dobiegł mnie jeszcze jego głos.
-O czym?
-O nas-do moich uszu dobiegł odgłos zamykanych drzwi, kiedy tylko Andy zniknął z zasięgu mojego wzroku zaczęłam szlochać nie mogąc się opanować. Czy ktoś czuje się równie podle jak ja? Dlaczego moje życie zaczeło się w jednej chwili kompletnie rozsypywać? Co ja takiego zrobiłam? Leżałam tak jeszcze przez chwilę, usiłując uspokoić oddech, ale przeżycia całego dnia oraz męczący spazmatyczny szloch, tak mnie zmęczyły, że po dłuższej chwili zapadłam w odprężający, kojący i dający nadzieję sen.
~~
Obudziłam się z metalicznym posmakiem w ustach i mdlącym bólem żołądka,który -według pielęgniarki podającej mi lekarstwa-będzie się teraz powtarzał co raz częściej. Byłam w zdecydowanie lepszym nastroju i można powiedzieć,że sen dodał mi trochę optymizmu i siły do rozmowy z Biersackiem. Przez chwilę jeszcze leżałam z zamkniętymi oczami, delektując się ciszą panującą w sali. Uśmiechnęłam się pod nosem, chcąc odgarnąć wolną ręką, irytujące czarne kosmyki wciskające się do oczu i dopiero wtedy, ze zdziwieniem odkryłam, że w ramionach trzymam coś ciepłego i przyjemnego w dotyku. Z wahaniem, bardzo powoli, otworzyłam zaspane oczy, chcąc bliżej przyjrzeć się tajemniczemu ,,przedmiotowi"-jeśli wogóle można użyć tego określenia, do zaistniałej sytuacji. Jakież wielkie było moje zdziwienie, kiedy moim oczom ukazała się sympatyczna, pluszowa mordka, z wielkimi zielonymi oczami,należąca do średnich rozmiarów, pluszowego kundelka. Przeczesałam palcami jego mięciutkie, pachnące lawendą futerko, by po chwili wtulić twarz w miękkie, wypełnione czymś szeleszczącym, ciałko. Przez cały ten czas, szeroki uśmiech,którego tak bardzo brakowało od kilkunastu godzin,gościł na mojej bladej twarzy. Byłam szczęśliwa, jak pięciolatka otrzymująca wymarzoną lalkę, chociaż z drugiej strony zastanawiałam się,kto i dlaczego sprawił mi taką niespodziankę. Pogłaskałam maskotkę po pyszczku i dopiero teraz dostrzegłam drobną, białą karteczkę, wsuniętą pod jego czarną obróżkę. ,,Nic dziwnego, że umknęła mojej uwadze,jest taka mała, że trzeba się nieżle namęczyć, aby ją dostrzec."-pomyślałam,powoli wysuwając ją spod skórzanego paseczka, i siłując się z drobną wstążeczką,którą ktoś sprytnie przewiązał liścik.
Byłam pewna, że pluszak jest prezentem od Christiana, który nie pojawił się u mnie od początku mojego pobytu na sali, a liścik zawiera jakieś wyjaśnienia, odnośnie jego nieobecności. Być może wypadło mu coś ważnego, lub po prostu chciał mnie zostawić sam na sam z Andy`m, abyśmy spokojnie wszystko sobie wyjaśnili? Zresztą..skąd Andy wiedział, że miałam krwotok i jestem w szpitalu? Od Comy? Wszystko było dla mnie takie niejasne, poplątane, że z wielkim zainteresowaniem i uwagą, wysłuchałabym nawet najbardziej bzdurnych tłumaczeń. Wreszcie uporałam się zmisternie zawiązaną kokardką, i powoli rozprostowałam otrzymany kawałek papieru. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby wywołać u mnie szok i niedowierzanie, nie musiałam nawet długo się przyglądać,aby rozpoznać charakter pisma Biersack`a.
,,
Jesteś moim kochanym aniołkiem i tak cholernie Cię kocham. Przepraszam, że zrobiłem Ci taką krzywdę, że cierpisz, i to przez moje kretyńskie zachowanie, po prostu nie mogę na to patrzeć. Jestem pieprzonym egoistą, który nie potrafi docenić tego co ma,wiesz? Przepraszam, że byłem takim beznadziejnym chłopakiem, teraz zapewne byłbym również fatalnym ojcem. Dziękuję, że ofiarowałaś mi najpiękniejsze chwile swojego życia..Daj mi ostatnią szansę... Mogę żyć bez Ciebie,ale takie życie nie ma dla mnie sensu.
Kocham Cię
ANDY"
Patrzyłam na wiadomość jeszcze chwilę, z tłukącym się sercem, po czym, z trudem hamując płacz, zmięłam ją w kulkę i mocno przytuliłam do piersi. Taką właśnie: słabą i zapłakaną, znalazł mnie po niecałych piętnastu, długich minutach.
-Podoba ci się?-zapytał uśmiechając się pod nosem, i powoli siadając na brzegu mojego łóżka.
-Żartujesz? Jest śliczny!-lekko potrząsnęłam maskotką, jednocześnie przeczesując palcami, jej krótkie, puszyste futerko.-Skąd go wziąłeś?
-Niespodzianka-popatrzył na mnie z wahaniem, a kiedy uznał, że nie zaprotestuję,powoli zawinął mi kosmyk za ucho.
-Kto ci to zrobił?-gestem dłoni wskazałam na jego zabandażowaną twarz i głowę, oraz poranione nadgarstki. Biersack nerwowo przeczesał dosyć krótkie włosy, głośno przełykając ślinę, co miał w zwyczaju robić, kiedy był zdenerwowany lub kłamał.
-To Juliet? Ona cię tak urządziła?-kontynuowałam, spuszczając wzrok, i zatrzymując go na poobgryzanych, pokrytych resztkami czarnego lakieru,paznokciach.
-To nie jest twoja sprawa. Nie powinnaś wogóle się tym interesować.-burknął, po jego wypowiedzi między nami zapadła cisza. Oboje chcieliśmy coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedzieliśmy co. Pomiędzy nami pojawiła się jakaś przepaść, której żadne z nas nie miało odwagi, ani siły,przekroczyć. Cisza z każdą sekundą stawała się coraz bardziej nachalna i uciążliwa. Przesunęłam palcami po swoich bliznach na prawej ręce, po czym odezwałam się cichym, spokojnym tonem-Uważam,że trzeba to zakończyć..-zaczęłam, niezrażona ręką chłopaka, która złączyła się z moją. Za punkt honoru przyjął sobie rozdrażnienie mnie, dlatego teraz, dla odmiany jeżdził swoją dłonią po moich palcach.
Zagryzłam wargi, nie chcąc pokazać, jak to na mnie działa i jaką sprawia mi przyjemność. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego stronę, chcąc dokończyć tą męcząca rozmowę.-Cholera, Andy,czy ty naprawdę nie widzisz, że do siebie nie pasujemy?
-Chodzi ci o moje wczorajsze zachowanie? Czy przez jeden głupi wyskok, mamy skreślać wszystko co nas łączy!? Zwariowałaś!?-popatrzył na mnie z wściekłością, jednak moje spojrzenie skutecznie go speszyło.-Przepraszam..Nie wiem po co zacząłem ten temat.-wycedził
-Andy..Tu już nawet nie o to chodzi...Zobacz, jak my się różnimy! Kiedy ty zakładałeś zespół, ja jeszcze bawiłam się lalkami. Ponadto, coś między nami się popsuło..Ja już sama nie wiem...Rozstańmy się.Proszę...-poprosiłam
-Ginia..Nie-pokręcił głową z niedowierzaniem-Kocham cię! Nie każ mi z tego rezygnować! Wiem, ty też tego nie chcesz..No powiedz, że nie chcesz! Cholera! Nie chcesz żebym odchodził! Jesteś dla mnie ważna..Ja..Ja muszę się zmienić..-wbił wzrok w moją twarz, po czym zajął się nerwowym szarpaniem bandaża na prawej ręce.
-Przestań!-rozkazałam, puszczając jego lewą dłoń i odciągając go od zamiaru zdjęcia opatrunku.
-Obchodzi cię, co robię?-zapytał wywracając oczami.
-Obchodzi.
-To dlaczego nie chcesz ze mną być?Dlaczego?
-Tu nie chodzi o to, że ja tego nie chcę. Raz chcę, a raz nie chcę...Chyba chcę, ale..To nie jest takie proste,jak mogłoby się wydawać.-westchnęłam ciężko.
-Przeraża Cię perspektywa tego,że moglibyśmy być razem do końca życia?-zapytał, już bardziej spokojniejszym tonem.-Przepraszam, że wczoraj tak się zachowałem Kocham cię...Bardzo...Kocham cię tak, że sam nie wiem, co się ze mną dzieje. Dasz mi ostatnią szansę?-uśmiechnął się do mnie delikatnie,po czym mocno się do mnie przytulił.
-Tak..Chcę spróbować.-odezwałam się po dłuższej chwili, wplatając palce w jego włosy-Tęskniłam..-wyszeptałam
-Zobaczysz, będzie dobrze..-położył swoją dłoń na moim policzku, rysując na nim kciukiem małe kółka.
-Możesz mi coś wyjaśnić? Dlaczego tak się zdenerwowałeś? Boisz się zmian?-popatrzyłam na niego oczami, w których pojawiły się drobne, pojedyńcze łzy.
-Tylko jednej. Że stracę Ciebie. Nie chcę tego, jesteś dla mnie bardzo ważna..-oznajmił śmiertelnie poważnie, a nasze twarze zbliżyły się do siebie na niebezpieczną odległość. Pocałowaliśmy się krótko, romantycznie, uzupełniając w ten sposób tęsknotę za drugą osobą.
-Zostań ze mną.-poprosiłam, wtulając się w jego klatkę piersiową i wsłuchując się w miarowe bicie jego serca.-Jesteś taki uroczy..
-Zostanę..Na zawsze..-popatrzył na mnie ze smutkiem, w taki sposób, że przez chwilę odniosłam wrażenie, że wie o wszystkim, co zaszło pomiędzy mną a Christianem, a jeśli nie wie, to przynajmniej się domyśla. Cały czas dręczyły mnie wyrzuty sumienia,które po pewnym czasie, stanowczo odpędziłam.Byłam przy swoim ukochanym Andy`m i to było teraz dla mnie najważniejsze. Mam nadzieję, że nie będę musiała żałować tego, że dałam mu drugą szansę.
WITAJCIE ZNOWU PO..(CHYBA) 24 DNIACH PRZERWY :) BARDZO ZA WAMI TĘSKNIŁAM I CIESZĘ SIĘ,ŻE MOGĘ DO WAS WRÓCIĆ <3 Jest mi strasznie głupio,że tak długo musieliście czekać ale niestety: nie mam stałego dostępu do internetu,mam masę poprawek, w między czasie wena postanowiła sobie gdzieś wyskoczyć, i wróciła dopiero wczoraj wieczorem c: Mam nadzieję,że mnie nie zamordujecie c: Rozdział: Hmm..jestem w 80% zadowolona, co chyba dobrze świadczy c:
Jeśli chodzi o dedykację: THE DESTROYER, kolejny rozdział dedykowany Tobie dopiero przy następnej okazji (z uwagi na to, że miało być dużo o CCm) c:
Na końcu bardzo chcę Wam podziękować za takie miłe komentarze i oczywiście za życzenia urodzinowe <3 Jesteście kochani <3
Kolejną notkę przewiduję za tydzień, w ramach przeprosin urządzę duży SPAM z pracy nad nową płytą oraz nowego solowego projektu Andrzeja: ANDY BLACK c=
W razie jakichkolwiek pytań, lub gdybym bezpowrotnie zniknęła z internetów, można mnie namierzyć pod adresem:ladydark666@wp.pl c=
Ściskam :*
10 komentarzy=NOWY ROZDZIAŁ
Czytasz: Komentuj :)