-Odpoczywasz sobie? Dosyć dziwne miejsce sobie wybrałaś.-uśmiechnął się do mnie serdecznie i podał mi rękę, żebym mogła wstać z zimnych łazienkowych płytek. Odwzajemniłam uśmiech, chociaż wcale nie było mi do śmiechu.
-Która godzina?- zapytałam nieprzytomnie, chociaż specjalnie mnie to nie interesowało.
Najbardziej interesował mnie Andy, czy odebrali statuetkę i gdzie teraz jest. Kiedy tylko o nim pomyślałam, momentalnie zrobiło mi się gorąco i poczułam ogromne ,,motylki" w brzuchu.Jake chyba zauważył wypieki na mojej twarzy brutalnie przerywając moje rozmyślania i przywołując mnie do rzeczywistości.
-Nie mam zegarka, ale myślę, że jest gdzieś po jedenastej. Spokojnie, zdążymy na imprezę-puścił mi oczko i otworzył przedemną ciężkie drzwi prowadzące do tej części łazienki w której zazwyczaj znajdują się lustra i umywalki. Tak było i tym razem.
-Poczekasz na mnie? Muszę poprawić makijaż.-wyjaśniłam zdziwionemu chłopakowi. Nie odezwał się tylko potwierdzająco pokiwał głową i oparł się o czerwoną ścianę.
-Co się tak właściwie stało?-zapytałam zmywając tusz z jednego oka i patrząc na niego wyczekująco.
-Odebraliśmy nagrodę, udzieliliśmy krótkiego wywiadu i twój kochany Andyś-w tym miejscu zrobił pauzę i efektownie cmoknął-zaczął się martwić i zastanawiać, gdzie się podziałaś.
-To dlaczego mnie nie szukał?-spytałam zdziwiona malując rzęsy czarnym tuszem wyjętym z torebki.
-Kochana, on chciał cię szukać ale Ashley odstawił taki cyrk, że naprawdę, biedaczek nie miał jak. Nie myśl sobie, że wysłał mnie, czy coś. Po prostu na chwilę wyszedłem udać się za potrzebą i znalazłem ciebie nieprzytomną na podłodze. Żle się czujesz?-zapytał z troską.
-Nie mam pojęcia co się ostatnio ze mną dzieje. Ale to pewnie z tych emocji. Nigdy wcześniej nie byłam na żadnej gali i może to ten szok, sprawił, że zemdlałam.-poprawiłam usta błyszczykiem.
-Za to Ash czuje się już lepiej. Możesz z nim pogadać jak chcesz.-zaśmiał się i popatrzył na moją zdziwioną twarz.-Przypominam, że przyszedłem tutaj za potrzebą i jeśli zdarzy się wypadek, to ty będziesz po mnie sprzątać.-oznajmił śmiertelnie poważnie.
-Świnia!-krzyknęłam i lekko uderzyłam go w ramię.
-Nie jestem świnią.-zaprotestował-Ta rola jest już zajęta przez Asha. Zresztą, idziemy już, bo nasz słodki Biersack na pewno się o Ciebie martwi.-stwierdził i lekko popchnął mnie w stronę wyjścia z łazienki.
Nie zdążyłam jeszcze dobrze wyjść z łazienki, kiedy potknęłam się i wylądowałam w czyichś silnych, okrytych czarną marynarką ramionach.
-Ginia! Tutaj jesteś!-Andy wyrażnie się ożywił i najmocniej jak potrafił, przytulił mnie do siebie.
-Jestem, jestem. Żle się poczułam i musiałam trochę pobyć w łazience, ale już wszystko jest w porządku.-uspokoiłam go i delikatnie poprawiłam mu czarny krawat.
-Regina zemdlała.-odezwał się milczący do tej pory Jake, za co od razu chciałam go zamordować. Nie chciałam mówić o tym Andyemu i prawie by się udało, gdyby nie ten kretyn.
-Wszystko w porządku.-potwierdziłam stanowczo i posłałam w stronę Jakea mordercze spojrzenie.
-Na pewno? Jeśli dzieje się coś niedobrego możesz mi od razu powiedzieć. Wtedy będzie mi łatwiej Ci pomóc. Nie chcę żeby coś cię bolało.-pogłaskał mnie po prawym ramieniu.
-Wszystko jest w porządku.-powtórzyłam, mając nadzieję, że coś do niego dotarło.-Gdzie reszta? Odebraliście nagrodę?-pospiesznie zmieniłam temat, widząc, że jeszcze chce coś powiedzieć.
-Cholera! Rozgadałem się a chłopaki na nas czekają. Przezemnie się spóżnimy.-westchnął niezadowolony i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę szatni, gdzie czekała już na nas reszta zespołu.
-Nareszcie! Nasza kochana para zaszczyciła nas swoją obecnością! Dziękujemy!-uradowany Purdy podbiegł najpierw do mnie, a póżniej do Andyego i czule nas wyściskał. Popatrzyliśmy na siebie i po chwili oboje wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.
-Możecie się pospieszyć? James już na nas czeka. Zaparkował pod drzwiami bo pada deszcz, i jeśli się nie pospieszymy będziemy się zrzucać na mandat!-krzyknął do nas CC, a że nie chcieliśmy płacić mandatu, w tempie błyskawicznym pozbieraliśmy swoje klamoty i po niecałych pięciu minutach, które straciliśmy na uspokajaniu Asha, wszyscy wygodnie usadowiliśmy się na podgrzewanych fotelach w czarnym samochodzie.
-Opowiesz mi, co przegapiłam?-zapytałam sadowiąc się na kolanach Biersacka i odgarniając mu wilgotne kosmyki opadające na twarz.
-Odebraliśmy statuetkę. To już kolejna!-uśmiechnął się promiennie i podał mi zrobioną z jasnego, ciemnego mosiądzu literę ,,K" z wygrawerowanym wzdłuż napisem ,,Kerrang Awards- Black Veil Brides". Przesunęłam palcami po wyrytych literkach i dokładnie obejrzałam całą ,,literkę" ze wszystkich stron.
-Gratuluję!-zwróciłam się do wszystkich chłopaków, jednak najbardziej pogratulowałam Andyemu, którego namiętnie pocałowałam i pogłaskałam po policzku, na znak dobrze wykonanej roboty, i tego, że również cieszę się z wygranej.
-Nie dałaś mi dokończyć.-zaśmiał się i położył mi ręce na kolanach, kiedy skończyłam mu gratulować.
-Przepraszam.-udałam zawstydzoną swoim postępowaniem i utkwiłam w nim ciekawskie spojrzenie.
-Udzieliliśmy wywiadu i wszystko przebiegało idealnie, dopóki Ashley nie dorwał się do stołu z szampanem. Błagam, nie każ mi dokładnie tego opowiadać, bo najedliśmy się wstydu i musieliśmy przepraszać całą masę niezbyt zadowolonych ludzi.-jęknął
-Ej! Czemu zawsze wszystko skupia się na mnie? Szampan był darmowy, dla gości, to dlaczego miałem się powstrzymywać,co? Nic już mi nie wolno? A tamci ludzie nawet nie mieli zamiaru próbować! Miałem stać i patrzeć jak się marnuje?-Ashley postukał się palcem w czoło, co miało oznaczać, że uważa wokalistę za niespełna rozumu.
-Ile wypił?-spytałam Andyego, z trudem tłumiąc śmiech.
-8 kieliszków. Normalny człowiek po takiej dawce, walczy o życie w szpitalu, a zważywszy na fakt, że nasz kochany basista jest pijany od wczoraj, cudem jest, że jeszcze nie trafił na izbę wytrzeżwień.-pokiwał z niesmakiem głową.
-Jesteś obrzydliwy! Zawsze czepiasz się tylko mnie, podczas gdy Jinxx też przeskrobał! No przyznaj się kochany, kto zrobił zamieszanie, że jesteśmy spóżnieni? Może ja?!-krzyknął i dżgnął palcem zdziwionego gitarzystę, który popatrzył na niego, jak na głupiego.
-To nie ma nic do rzeczy..-wymamrotał w swojej obronie, jednak nie dane było mu dokończyć, bo limuzyna gwałtownie zahamowała i nadszedł wyrażny koniec naszej podróży.
Ku mojemu zdziwieniu kierowca nie wysadził nas pod samym domem Jinxxa i Sammi, tłumacząc, że tego typu samochodem niestety nie da się wjechać pod górę. Dom Sammi i Jinxxa stoi na wzgórzu, na obrzeżach miasta i spod starych drzew otaczających dom, rozpościera się najpiękniejszy widok na świecie.Do olbrzymich, machoniowych drzwi prowadzi wyłożona kamykami wąska ścieżka, przez którą faktycznie nie przejechałaby żadna limuzyna. Dom z zewnątrz, wydaje się być ogromny, jednak po wejściu do środka, to wrażenie bezpowrotnie znika. Ciężko było nam biec pod górę, w dodatku w olbrzymim deszczu i egipskich ciemnościach. W swoich głupich szpilkach potknęłam się dwa razy i gdyby nie Andy, który złapał mnie w ostatniej chwili, byłabym cała umazana błotem. Krople deszczu spływały po mojej twarzy, wślizgiwały się pod ubranie, a silny wiatr zarzucał mi mokre włosy na twarz.
~~PAMIĘTNIK REGINY~~ Dzisiaj sylwester. Szkoda, że nie udało się uniknąć pijaństwa Asha. Kiedy w końcu przemoczeni znależliśmy się w domu Jinxxa i Sammi doznałam wielkiego szoku. Wszystko było takie przejrzyste, jasne, nowoczesne..jak w najnowszym katalogu wnętrz dla bogaczy. W sumie jednak się nie dziwię. Sammi była wybuchową i zaskakującą osobą, a Jinxx we wszystkim się jej podporządkowywał, zapewne też w kwestii urządzenia wnętrz. Zlustrowałam uważnie całe pomieszczenie. Ściany były jasnofioletowe ze śmiesznymi, szarymi wzorkami, na środku znajdował się wielki kominek, wykonany z ciemnego kamienia, na wymalowanej artystycznie, pochyłej ścianie wisiał wielki, zachwycający stalowoszarą obudową ,telewizor plazmowy. Jednak nie to najbardziej mnie zachwyciło. Do gustu najbardziej przypadły mi fotele oraz sofa, wykonane z miękkiej a zarazem delikatnej, czarnej skóry. Wszędzie pełno było ozdób sylwestrowych, suto zastawiony stół zachwycał bogactwem przekąsek i najróżniejszego rodzaju alkoholu. Zapowiadał się wspaniały nowy rok.. Dla Asha zapewne już był, bo od dobrych paru godzin, napruty odstawiał różne cyrki, więc wątpię, żeby wytrzymał do północy.
-Sammi, tu jest..po prostu pięknie!-powiedziałam zaskoczona wszystkim.-Nie wierzę,że sama to wszystko przygotowałaś!-podeszłam do stołu z poczęstunkiem i z niedowierzaniem pokręciłam głową.-To wszystko jest wspaniałe! Szczególnie wnętrze..
-Ona cały czas coś przestawia, jak jej wiatr zawieje.- w pokoju pojawił się przemoczony i roześmiany Jinxx. Sammi szturchnęła go w ramię, chcąc aby się ogarnął.
-Auć! Kicia, to boli!
-Proszę, zamknij się skarbie.-uśmiechnęła się szeroko, niby złośliwie, ale widać było, że są szczęśliwi i mocno się kochają.
-A gdzie reszta?
-Już idą. Andy przyjdzie za sekundę, tylko skończy papierosa, a Jake z CCm za chwilę przytargają Asha.-Jinxx ponownie się uśmiechnął, oddając Sammi przemoczoną marynarkę.
-Znowu pijany?- czerwonowłosa przewróciła oczami, wolną ręką poprawiając dzwoniące, złote bransolety.
-Eee..no tak. Nie martw się, zaraz zaśnie, więc nie powinien rozrabiać-do towarzystwa dołączył Biersack-CC z Jakem już go niosą, więc jakbyś mogła, zrób gdzieś miejsce, żeby nasz słodki Purdy mógł się zdrzemnąć.-wpatrywałam się w niego jak urzeczona, mokra koszula idealnie podkreślała jego idealny tors.
-Jasne! Poczekajcie tutaj!- rozkazała, biegnąc na górę, ciągnąc za sobą nieszczęsnego Jinxxa.
Podążyliśmy za nimi, chcąc udać się do łazienki, żeby chociaż trochę się ogarnąć. Miałam cichą nadzieję, że Sam posiada dobrą suszarkę. Sammi ze swoim ukochanym przeszli do innego pokoju, dla odmiany ciemnej sypialni z ogromnym gotyckim łóżkiem i czerwonymi zasłonami.
-Afsfsf..Mamusiuuu.- żałosne wycie dobiegło do nas z salonu na dole. Wyłączyłam suszarkę (jednak udało mi się ją zdobyć!), odłożyłam ją na półkę, i po ubraniu Andyego razem zeszliśmy po schodach, po drodze wpadając na naszych kochanych zakochańców.
Chłopcy w miarę szybko uporali się z Ashem, dali mu kolejnego drinka, Andy zaśpiewał mu kołysankę i po pół godzinie, nasz kochany basista, nareszcie zasnął.
Wszyscy zgodnie odetchnęliśmy z ulgą i udaliśmy się do salonu, gdzie Jake z Christianem szykowali karaoke, oraz grę w butelkę.
-Macie pianino!-stwierdziłam uradowana, kiedy dostrzegłam instrument w rogu pokoju. Kiedyś bardzo dużo grałam, ale od czasu przeprowadzki niestety nie miałam styczności z instrumentami, na których tak kochałam grać.
-Mamy.-Sammi uśmiechnęła się krzywo-Posiadamy również skrzypce i...-tutaj zamyśliła się na chwilę-Cztery gitary, więc jeśli chcesz korzystać, proszę bardzo. Jakby co będę w kuchni. Zapomniałam zrobić sałatkę.-poklepała mnie po ramieniu i sprężystym krokiem skierowała się w stronę kuchni.
Powoli podeszłam do instrumentu i przeciągnęłam palcami po klawiszach. Zawsze przed graniem na jakimkolwiek instrumencie odczuwałam przyjemny, podniecający dreszczyk, i tak było też tym razem. Niestety szybko odkryłam, że moje umiejętności gdzieś przepadły. Ułozyłam palce na klawiszach, jednak wszystko co usiłowałam zagrać, było w zupełności bez ładu i składu.
-Potrzebujesz pomocy?-Jinxx popatrzył na mnie z uwagą i uśmiechnął się, kiedy potwierdzająco pokiwałam głową.
-To bardzo proste, tylko najpierw musisz się rozlużnić-nakazał siadając koło mnie na obitym czerwonym aksamitem, szerokim stołku.
-Jestem rozlużniona
-Dobrze. Teraz połóż palce na klawiszach. Tylko powoli. I naciśnij. Delikatnie.
-Nie wychodzi mi..-mruknęłam rozczarowana
-Musisz rozlużnić palce. Nie można grać takimi drętwymi palcami.-pouczył mnie-Zrób to tak, jakbyś głaskała kota. Delikatnie i powoli. Zobacz.-zagrał początek piosenki ,,Coffin" a ja uważnie obserwowałam ruch jego palców. Musiał wiele ćwiczyć, bo przychodziło mu to z ogromną łatwością.
-Teraz ty spróbuj.-uśmiechnął się zachęcająco
-Nie potrafię...-zaczęłam nieśmiało
-Każdy tak mówi. Pomogę Ci.-powoli i z wahaniem ułożyłam palce na klawiszach.-Bardzo dobrze. Teraz rozlużnij palce. Pamiętaj, głaszczesz kota.-pierwsze próby były wyjątkowo nieudolne, mimo tego, że Jinxx doradzał mi, co powinnam robić.
-Nic z tego nie będzie.. nie nadaję się-zrezygnowałam, nie chciałam denerwować Jinxxa, który najwyrażniej jest załamany moją głupotą, ale boi się do tego przyznać.
-Zupełnie jak Sammi. Obie jesteście oporne, z tym, że ty jesteś bardziej posłuszna-puścił mi oczko-Zrób to dla mnie i spróbuj ostatni raz, dobrze?
-Zgoda.-ponownie rozlużniłam palce i położyłam je na białych klawiszach, jednak tym razem udało mi się zagrać dzięki pomocy gitarzysty, który położył swoje dłonie na moich i nakierował je na właściwe klawisze. W taki sposób udało nam się zagrać ,,Coffin" w całości, szkoda tylko, że Andy nie był zbyt zadowolony obserwując nas z rogu pokoju.
-Dziękuję.-przytuliłam się do gitarzysty z wdzięcznością
-Nie ma sprawy. Co ci się stało Andy? Czemu jesteś taki czerwony?-zapytał wokalistę, jednak ten tylko zacisnął usta w drobną kreseczkę i nie odezwał się ani słowem.
-Bawcie się dobrze a ja tymczasem pójdę pomóc Sammi. Nie złość się kochanie. Przecież wiesz, że ciebie kocham najbardziej.-zwróciłam się do obrażonego wokalisty.
-Proszę mi to udowodnić. Tu!- wskazał palcem na swój policzek, a ja ze śmiechem go cmoknęłam.
-Teraz mi wierzysz?
-Teraz tak. Tylko proszę o mnie nie zapominać.-zrobił minę obrażonego pieska, dostał drugiego buziaka i kiedy się odwróciłam, lekko klepnął mnie w tyłek, na znak swojej olbrzymiej radości.
-Sammi, mogę z Tobą porozmawiać?-spytałam sadowiąc się na wysokim, beżowym stołku przy wypolerowanym na błysk blacie w ich przestronnej kuchni.
-Jasne-posłała w moją stronę przyjacielski uśmiech. Była zajęta krojeniem pomidora i w myślach przyznałam, że wygląda komicznie krojąc warzywa w cienkich szortach i lekkiej bluzeczce na ramiączkach.
-Od jakiegoś czasu ciągle mi niedobrze i wymiotuję-poskarżyłam się-I podejrzewam, że mogę być w ciąży.-oznajmiłam bawiąc się bransoletką.
-Fuck!-krzyknęła kiedy nóż wysunął jej się z ręki i z brzękiem upadł na kremowe kafelki.
-Powiedziałaś już Andyemu?-spytała podnosząc narzędzie i wracając do krojonego pomidora.
-Coś Ty..nawet nie wiem jak zacząć taką rozmowę.-przyznałam ze wstydem-On się wścieknie jak się dowie..-skubnęłam wykończony koronką rąbek sukienki.
-Dziewczyno, nie masz się czego bać. Jeśli ludzie się kochają, to wiadomo, że wcześniej czy póżniej będą mieć dzieci.-oznajmiła, zręcznie przerzucając pokrojonego pomidora do miseczki i podsuwając w moją stronę pudełko z czekoladkami.
-Skoro tak jest, to czemu ty i Jeremy nie macie dzieci?-zapytałam biorąc jedną czekoladkę i pospiesznie wkładając ją do ust.
-Dzieci i zwierzęta nie mają miejsca w tym domu-roześmiała się-Jeremy bardzo nalega na dziecko ale ze względu na naszą pracę nie mogę się zgodzić.-wyjaśniła wycierając ręce w zieloną ścierkę.
-Jutro pójdę po test.-oznajmiłam obserwując ruch czerwonych loków, kiedy dziewczyna wkładała naczynia do zmywarki.-Tylko proszę Cię. Pełna dyskrecja-poprosiłam
-Ma się rozumieć.-uścisnęła mnie przyjażnie.
Nie dokończyłyśmy naszej rozmowy ponieważ przerwał nam Andy, który wpadł do kuchni, oznajmiając,że zbliża się dwunasta. Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Rozbudzony Ashley śpiewał, ktoś otworzył szampana, Jinxx przytulał się do Sammi a ja z Andym poszliśmy zająć się fajerwerkami.
-Wszystkiego najlepszego Andy Biersacku-wyszeptałam i przytuliłam się do niego, wplatając mu palce we włosy.
-Wszystkiego najlepszego Regino-podniósł mój podbródek i popatrzył mi głęboko w oczy. Przyciągnęłam go do siebie i powoli wsunęłam język do jego ust. Zajmując się sobą, nie zauważyliśmy nawet wybicia północy i oderwaliśmy się od siebie dopiero kiedy Sammi podała nam kieliszki z szampanem.
-Jeszcze raz wszystkiego dobrego-uśmiechnął się do mnie i stuknęliśmy się kieliszkami. Na całe szczęście udało mi się dyskretnie pozbyć swojej porcji alkoholu, wylewając ją do paprotki stojącej na parapecie. W tamtym momencie nawet nie przypuszczałam,że nadchodzący rok będzie dla nas taki trudny i że nasz związek zostanie wielokrotnie wystawiony na naprawde ciężkie próby.
~~~~~
-Wszystko w porządku?-usłyszałam jego zmartwiony głos i poczułam jak kładzie mi ręce na kolanach. Podniosłam wzrok, utkwiłam w nim przepełnione łzami spojrzenie, pospiesznie się podniosłam i ze szlochem pobiegłam w stronę łazienki, zostawiając go samego na schodach. Usiadłam na zimnej podłodze przy łazienkowych drzwiach, podciągnęłam kolana pod brodę i zaczęłam zastanawiać się, jak przekazać mu tą straszną wiadomość.
-Żle się czujesz? Może coś cię boli?-musiał pójść za mną, bo teraz siedział koło mnie i obejmował mnie ramieniem. Jego pytanie sprawiło, że kolejne łzy popłynęły mi po policzkach. Podniosłam na niego zapłakane oczy, jednak kiedy nasze spojrzenia się spotkały, odwróciłam wzrok i podpierając się na rękach powoli wstałam.
-Proszę, powiedz mi co się dzieje. Martwię się o ciebie..-ujął moją twarz w dłonie i z czułością pocałował,jak najmocniej przytulając mnie do siebie.
-Andy..bo ja...-zaczęłam niepewnie, napotykając jego zmartwione spojrzenie-Ja.. ja jestem w ciąży.-wydusiłam, i od razu zaczęłam szlochać w jego koszulkę, nie mogąc się opanować.
-Który to miesiąc?-spytał beznamiętnym tonem, który nie zwiastował nic dobrego.
-Niecały tydzień...-z przerażeniem popatrzyłam w jego niebieskie tęczówki, z których w danej chwili odczytywałam co myśli. Jednak teraz były pozbawione wyrazu...Raczej smutne.
-Zastanawiałaś się co teraz będzie?-spytał odwracając się do mnie plecami-Ja mam zespół, musimy nagrywać, koncertować..nie chcę obowiązków...
-Wiesz co?!-podniosłam na niego głos-Trzeba było ze mną nie spać! Nigdy nie przypuszczałam, że taki jesteś! Myślałam, że mnie kochasz, bo ciągle to powtarzałeś, ale widzę, że były to tylko puste słowa! Idż sobie do Juliet, wiem, że ona ci się podoba! Zresztą nie jest w ciąży, nie będziesz mieć żadnych obowiązków, których i tak nie chcesz. My sobie doskonale poradzimy!-wyrzuciłam z siebie jednym tchem. Przez chwilę nic nie mówił, tylko ze smutkiem i złością wpatrywał się w moją zapłakaną twarz.
-Nic mnie z nią nie łączy! Zapamiętaj to w końcu! Nigdy do niej nie wrócę!-uderzył pięścią w ścianę, tuż nad moją głową aby dać upust emocjom, przez co okropnie się wystraszyłam, spodziewając się, że to właśnie mnie chce uderzyć. Próbowałam przytulić się do jego pleców, ale bez słowa mnie odepchnął.
-Nie chcę tego dziecka.-oznajmił stanowczo i tak jak stał, skierował się w stronę drzwi wyjściowych. Kiedy do nich dotarł rzucił tylko -Dziękuję za spieprzenie mi życia!-i wyszedł, z całej siły trzaskając drzwiami. ~~Andy~~
Jeszcze nigdy tak mnie nie zdenerwowała. Między nami wszystko było do tej pory w porządku, dopóki nie wyskoczyła z tą ciążą i dzieckiem. Dobry żart. Kto będzie się tym dzieckiem zajmował? Nie zamierzam rezygnować z kariery na rzecz jakiegoś bachora, którym i tak nie będę umiał się zająć! Co ona sobie wyobraża?! ,,Ten bachor jest twój"- odezwał się głosik w mojej głowie, który tak wyprowadził mnie z równowagi, że nie mogłem znależć zapalniczki w kieszeni.Pogrążony w rozmyślaniach nie wiedziałem nawet gdzie idę, i mało brakowało, a przez nieuwagę potrąciłby mnie samochód. Przeklinałem samego siebie za bycie totalnym kretynem.Przecież mogłem się wtedy zabezpieczyć..ale to było takie spontaniczne, że nawet nie miałem czasu się przygotować. Z niesmakiem pokręciłem głową i zapaliłem papierosa. Wciągnąłem dym do płuc i wtedy właśnie zacząłem dostrzegać pozytywne strony zaistniałej sytuacji. Dzięki temu dziecku jeszcze bardziej zbliżylibyśmy się do siebie, takie maleństwo z pewnością nauczyłoby mnie odpowiedzialności, której do tej pory mi brakowało. Pozostaje jednak kwestia Juliet...jeśli ona się dowie... trzeba będzie gdzieś wyjechać, zrobić coś aby nie zrobiła krzywdy Reginie ani dziecku, bo zapewne byłaby do tego zdolna.Od nadmiaru myśli rozbolała mnie głowa, ponadto potrzebowałem komuś się wygadać. Komuś do kogo mam zaufanie i kto potrafi mi doradzić. Nie zastanawiając się dłużej wybrałem numer do kuzyna. Po trzech sygnałach ktoś nareszcie zdecydował się odebrać.
-Halo?
-Joe, tutaj Andy. Mam poważny problem i potrzebuję pogadać. Za 15 minut w naszym pubie, pasuje?
Stary..jestem u kumpla, pomagam w malowaniu. Nie da się tego jakoś przełożyć?
-To jest bardzo ważna sprawa. Nie możemy jej odłożyć. No zgódż się dla swojego ulubionego kuzyna.-poprosiłem
-No dobra. Zaraz będę. Jeśli to nie jest ważne, przysięgam zrobię Ci krzywdę!-próbował udawać grożnego jednak nie za bardzo mu wyszło.
-Nie zrobisz.-odparłem i pierwszy raz od godziny szczerze się roześmiałem.
~~
-Stary, mam nadzieję, że to bardzo ważne i nie zabierasz mi niepotrzebnie czasu.-oznajmił niezadowolomy Joe, kiedy tylko spotkaliśmy się w umówionym miejscu. Trzeba przyznać, że jest osobą bardzo punktualną, chociaż byłem trochę na siebie zły za odciąganie go od pracy. Widać było, że nie kłamał mówiąc, że maluje, ponieważ cały był ubrudzony czerwoną farbą. Od nogawek spodni, aż po włosy.
-Ładny kolor. Karmin?-spytałem udając głębokie zainteresowanie, jednak nie otrzymałem odpowiedzi.
-O tym chciałeś pogadać?-zirytowany odbił pytanie.
-Nie. Wszystko ci opowiem, ale nie tutaj. I nikt nie może wiedzieć o naszym spotkaniu ani o tym, o czym rozmawialiśmy.
-W porządku stary. Przecież mnie znasz.-poklepał mnie po plecach i razem skierowaliśmy się w stronę naszego ulubionego pubu.
~~
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?-zapytał, kiedy znależliśmy komfortowe miejsce na uboczu, a na naszym stoliku pojawiły się zamówione wcześniej kufle z piwem.
-Pokłóciłem się z Reginą...
-Stary! Każdy facet kłóci się ze swoją dziewczyną. To normalne.-pociągnął solidny łyk piwa, uważając rozmowę za zakończoną.
-Ginia jest w ciąży.-oznajmiłem płaczliwym tonem. Joe popatrzył na mnie zszokowany i zakrztusił się, wypluwając część żółtego spienionego napoju na stolik.
-Gratulacje! Będziesz tatą.-uśmiechnął się serdecznie i uścisnął mi dłoń.
-To nie jest takie proste...-zacząłem-Co będzie z moim zespołem, trasami koncertowymi, nagrywaniem płyt?-zapytałem obracając kufel w dłoniach.
-Jak możesz być takim egoistą?-z niesmakiem pokręcił głową-Przecież nie jesteście sami. Masz rodziców, masz mnie..Regina ma brata. Jakoś dacie sobie radę. Przecież nie jesteście całkiem zdani na siebie!-zeskrobał paznokciem resztki farby z rąbka koszulki.-No dobrze, rozumiem. A Juliet? Jeśli się dowie, zrobi Reginie krzywdę..mojemu dziecku też...-spuściłem głowę, bo nie chciałem aby dostrzegł łzy, które zaczęły mi napływać do oczu.
-Na to też znajdzie się jakieś rozwiązanie. W trasie będziecie bezpieczni, a póżniej możecie zamieszkać przecież w twoim domku letniskowym.-uśmiechnął się kończąc zawartość swojego kufla.
-Nakrzyczałem na nią i powiedziałem, że nie chcę tego dziecka...-przyznałem ze wstydem
-Zwariowałeś!? Twoja dziewczyna jest w ciąży, a ty jeszcze na nią krzyczysz?! Wiesz ile par chce mieć dzieci a z jakiegoś powodu nie może? Jesteś szczęściarzem, będziesz mieć dziecko, a zamiast pomóc Reginie jeszcze na nią krzyczysz i narzekasz-popatrzył na mnie z niesmakiem.-No bo ja już nie wiem co mam robić..-popatrzyłem na niego wyczekująco-Zostawiłem ją samą i boję się, że zrobi sobie krzywdę.-odszukałem zapalniczkę i ostatnią paczkę fajek i po wydobyciu jednego papierosa, od razu go zapaliłem
-Kochasz ją?-zapytał poważnie, i skrzywił się, kiedy dym dotarł do jego nozdrzy.
-Najmocniej na świecie.-przyznałem krztusząc się dymem, co zdarza mi się coraz częściej.
-To wracaj do domu i ją przeproś. Pamiętaj co ci mówiłem.-uśmiechnął się-Ja zapłacę. Ty leć do swojej ukochanej.-powstrzymał mnie przed położeniem pieniędzy na stoliku i popchnął w stronę drzwi.~~Regina~~
Obolała powoli podniosłam się z podłogi. Było mi zimno, niedobrze, potrzebowałam bliskości drugiego człowieka. Wiedziałam, że to się tak skończy. Andy nie chce tego dziecka, co oznacza,że muszę się stąd wynosić. Dlaczego tak na mnie nakrzyczał? Dlaczego wyrzucił mi, że zmarnowałam mu życie? Kolejne łzy napłynęły mi do oczu, płynęły po policzkach, kapały na nogawki krótkich czarnych spodenek. Kiedy rozważałam wszelkie możliwości rozwiązania problemu, rozdzwonił się nasz stacjonarny telefon. Pospiesznie podniosłam słuchawkę, chcąc usłyszeć czyjś serdeczny głos.Spodziewałam się usłyszeć Amy, ewentualnie kogoś z zespołu, ale na pewno nie Alice.
-Halo?-jej melodyjny głos, sprawił, że jeszcze bardziej zachciało mi się płakać.
-S..słucham
-Regina, to ty? Coś się stało? Dlaczego płaczesz?-jej ciekawość mnie zdenerwowała.
-Wszystko w porządku.-odparłam pociągając nosem.
-Mogę porozmawiać z Andym?-poprosiła
-Przed chwilką wyszedł-przełknęłam ślinę, aby się znowu nie rozpłakać-Jak tylko wróci, poproszę, żeby do Ciebie zadzwonił.-odłożyłam słuchawkę bez pożegnania i z płaczem osunęłam się na podłogę.Nie chciałam, źeby to wszystko tak się skończyło! Ja też nie chcę tego dziecka! Chcę żeby było jak dawniej! Chcę żeby Andy wrócił do domu! Wydobyłam z kieszeni spodenek komórkę, którą cały czas nosiłam przy sobie i zastanawiałam się, do kogo powinnam zadzwonić. Ashley mnie wyśmieje, Jinxx się nie nadaje, Sammi zechce mnie pouczać, Arek będzie wściekły..po dłuższej chwili podjęłam decyzję i bezmyślnie wybrałam numer Christiana. Skoro mnie podrywa, to oznacza, że muszę mu się podobać i napewno nie opuści mnie w potrzebie.
-Christian, to ty?-zapytałam kiedy tylko ktoś odebrał telefon po drugiej stronie.
-Ginia? Coś się stało?-zapytał zmartwiony i westchnął, co oznaczało, że przesadnie się martwi.
-Pokłóciłam się z Andym..proszę przyjedż do mnie..-głos mi się załamał, a z powodu braków środków na koncie, połączenie zostało przerwane.Na szczęście CC był dobrym przyjacielem i już po pięciu minutach dobijał się do naszych drzwi. Ucieszyłam się, że będę mogła z kimś porozmawiać i miałam cichą nadzieję, że kumpel przemówi Andyemu do rozsądku.
-Co ci się stało?- spytał przerażony, patrząc na moją zapuchniętą twarz i powyciągany sweter, który miałam na sobie.
-Pokłóciliśmy się...-popatrzyłam na niego załzawionymi oczami i pogłaskałam po ramieniu-Ja już dłużej tak nie mogę..-tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.-Cii. Nie płacz..-delikatnie otarł łzy spływające po mojej twarzy. To było takie miłe, że nawet udało mi się na chwilkę uśmiechnąć przez łzy.
-Będzie dobrze. Ludzie którzy się kochają, bardzo często się kłócą i to nie sprawia, że przestają coś do siebie czuć. Kłótnie są potrzebne. To tak jak burza. Po burzy powietrze się oczyszcza...-zawinął mi niesforny kosmyk za ucho.
-Andy już mnie nie kocha-wyszeptałam przez łzy i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.Słyszałam jak jego serce tłucze się szaleńczo pod bawełnianą koszulką i wtedy dotarło do mnie, że już nigdy nie przytulę się do Andyego... CC tulił mnie do siebie i uspokajał moje roztrzęsione ciało. Jedną rękę wplótł w moje włosy, drugą gładził moje okryte jasną wełną plecy. Powoli się uspokajałam, dawno zapomniałam o płaczu, a bliskość chłopaka napełniła mnie czymś w rodzaju nikłej nadziei. Pewnie dlatego nie usłyszeliśmy zgrzytu klucza w zamku, ani kroków Andyego zbliżających się w stronę łazienki.
-To ty z nim!? Za moimi plecami!?-odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, jak para nastolatków przyłapanych na przerwie na obściskiwaniu się. Przecież nie zrobiliśmy nic złego. CC jedynie chciał mnie pocieszyć, po tym jak Andy wyładował na mnie swoją złość. Dlaczego teraz znowu się wścieka?
Ile osób zeszło na zawał? Mam nadzieję, że niewiele c: Cholernie męczyłam się nad tym rozdziałem:przejechałam całe miasto na rowerze, przeszłam na piechotę do galerii na drugim końcu miasta..wszystko po to, żeby dobrze przemyśleć reakcję Andyego. BŁAGAM NIE ZABIJAJCIE MNIE! Na obecną chwilę mogę Was pocieszyć, że jeszcze będą razem szczęśliwi c: Na zakończenie nieprzyjemna wiadomość: wizyta mojej kochanej rodzinki :c Przez dłuższy czas nie będę miała dostępu do internetu, dlatego nie będę mogła komentować ani dodać rozdziału. No ale jeśli tylko nadarzy się okazja, od razu wstawię c= Miłej niedzieli kochani <3