poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 11



Stojąc na dworze odgarnęłam czarne kosmyki wpadające mi do oczu. Byłam z siebie zadowolona i pewna, że zostawiłam Olkę pod dobrą opieką. Postanowiłam, że zadzwonię do niej rano, by sprawdzić czy wszystko w porządku i razem wymyślimy jak poinformować Marco o fakcie, że zostanie ojcem. Spojrzałam na mój ukochany zegarek, na czarnym, wytartym skórzanym pasku i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest już 3.30. Ale mi czas zjadło. Biegiem ruszyłam w stronę przystanku, żeby zdążyć złapać ostatni autobus który zabrałby mnie w kierunku domu mojego chłopaka. Bardzo dobrze pamiętałam rozkład i stąd właśnie wiedziałam że ostatni jest o 3.55 a następny dopiero rano. Na dworze było już całkiem ciemno. Skuliłam się bo było mi bardzo zimno i czułam dziwne łomotanie w głowie. Po chwili –jeszcze tego tylko brakowało-zaczął padać deszcz. Nie miałam gdzie się schować więc stałam i mokłam. Wreszcie po chwili która wydawała się wiecznością nadjechał autobus. Zaszyłam się na końcu pojazdu, oparłam czoło o zimną szybę i czekałam. Z każdą chwilą przechodziły mnie większe dreszcze a ból w głowie narastał. Moim jedynym marzeniem w tej chwili była gorąca herbata i ciepłe, silne i troskliwe ramiona Andy’ego. W końcu pojazd się zatrzymał a ja musiałam zebrać całą siłę woli żeby ruszyć się z miejsca. Nie wiem jakim cudem dowlokłam się pod drzwi jego domu i z trudem nacisnęłam dzwonek. Andy najwyraźniej musiał przechodzić  w pobliżu przedpokoju bo błyskawicznie otworzył.
-Słucham...? Regina?! Co Ty tutaj robisz?-był wyraźnie zaskoczony ale nie z powodu, że go obudziłam. Wywnioskowałam to z jego ubioru i niedogaszonego papierosa w ręku.
-Nic nie mów. Tylko przytul-wyszeptałam i z płaczem wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-Cicho. Spokojnie. Już jest dobrze. Jestem tutaj-tulił mnie do siebie a przemoczone ubranie przyklejało mi się do ciała.
Uciszał mój płacz pocałunkami a ja czułam się w tej chwili taka biedna i bezradna.
-Andy, kto przyszedł?-usłyszałam męski głos dobiegający z kuchni.
-Nie przejmuj się. To tylko Danny. Przyszedł bo miał problem. Zaraz go wyproszę.
-Yhm-kiwnęłam potakująco głową. Nie miałam sił na bardziej składną odpowiedź.
-O Boże! Ty jesteś cała mokra! Rozbieraj się natychmiast!- krzyczał przerażony ściągając mokry płaszcz z moich ramion i niosąc go na kaloryfer do salonu. Ja w tym czasie usiłowałam pozbyć się butów, które obtarły moje kostki do krwi. Przy ściąganiu drugiego zrobiło mi się słabo i zakręciło w głowie więc musiałam oprzeć się o szafkę.
-Trzeba zmierzyć Ci temperaturę! Ale najpierw znajdę Ci jakieś suche ubrania.-wiedział, że jestem słaba i ledwo trzymam się na nogach więc bez niewygodnych pytań wziął mnie na ręce i zanióśł do sypialni.
   ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Potrzebujesz gorącej kąpieli, ciepłej herbaty i od razu pójść spać. Ale na razie ściągaj tę mokrą sukienkę i przebierz się w to-podał mi koszulkę z nadrukiem i szarą, grubą bluzę-Poczekasz w kuchni, ja w tym czasie wszystko przygotuję i upiorę sukienkę. Na co czekasz?- spojrzał na mnie pytająco i z troską
-Ehm. Mógłbyś nie patrzeć?-poprosiłam
-O matko. Jasne! Nie myśl, że jestem jakimś zboczeńcem czy coś-dodał z głupim uśmiechem na twarzy. Pójdę poszukam termometru a ty zrób to o co prosiłem,dobrze?-spytał przysuwając się do mnie –Mój biedny skarb-dodał słodko się uśmiechając i pocałował mnie w czoło.
Kiedy wyszedł, ściągnęłam mokre ubrania i zaczełam poszukiwać w torbie swoich spodni. Miałam własne ubrania, więc czemu Andy ofiarował mi swoje? Nie miałam czasu i siły na dokładniejszą analizę tego stwierdzenia. Wiedziałam, że muszę iść do kuchni lecz nie miałam pojęcia po co. Wzięłam sukienkę i sunąc wolno w stronę salonu zahaczyłam o łazienkę i przekazałam swojemu chłopakowi mokre ubranie.Sama mogłam wyprać swoje odzienie ale na pewno nie dzisiaj. Jak w transie, z wielkim trudem  dotarłam wreszcie do kuchni. Zdążyłam zarejestrować siedzącego przy stole mężczyznę, paczkę papierosów, popielniczkę oraz na wpół skończoną butelkę whisky.
-Cześć, jestem Danny-przedstawił się jako pierwszy
-Wiem. Ja Ciebie znam..
-Jestem wokalistą Asking Alexandrii...
-Wiem!-Powtórzyłam nie dając mu dokończyć-Znam Asking Alexandrię. Mam większość waszych płyt, byłam nawet na koncercie. Jestem Waszą fanką-odparłam siadając na krześle. Normalnie po spotkaniu swojego ulubionego wokalisty skakałabym ze szczęścia, jednak głowa mnie za bardzo bolała i czułam nieprzyjemne mrowienie całego ciała.
-Co Cię tutaj sprowadza?-przerwał moje smętne rozmyślania
-Ja nocowałam wczoraj u Andy’ego i zostawiłam u niego rzeczy i właśnie po nie wróciłam-oznajmiłam widząc dziwny uśmieszek, który zagościł na jego twarzy
-Widzę że...-Danny nie zdążył dokończyć bo w pomieszczeniu pojawił się Andy
-Sukienka wyprana, kąpiel przygotowana. Możesz już iść. Zaraz zajmę się resztą-spojrzał znacząco na kolegę który natychmiast zareagował
-Andy, dokończmy jeszcze tylko tą butelkę.-spojrzał na kumpla błagalnie-Dziewczyna pójdzie się umyje, my skończymy i za dwadzieścia minut już mnie nie będzie. Nie spinaj się tak
-Dobrze trzymam Cię za słowo...-nie usłyszałam o czym dalej  rozmawiają bo perspektywa gorącej kąpieli podziałała na mnie kusząco. Bez zbędnego narzekania natychmiast udałam się do łazienki. Andy znowu mnie zaskoczył. Gdyby nie okoliczności chorobowe...Wanna była w całości wypełniona wodą z pachnącą pianą a po powierzchni pływały małe płatki czerwonych róż. Nie potrzebowałam większej zachęty. Bardzo szybko się rozebrałam rzucając ubrania na podłogę i zanurzyłam się w pachnącej pianie. Czułam jak moje przemarznięte, zdrętwiałe ciało powoli się ogrzewa. Dreszcze minęły ale ból głowy niestety pozostał. Zastanawiałam się jakie jeszcze niespodzianki na mnie czekają. Kochałam Andy’ego bo zawsze pozytynie mnie zaskakiwał i sprawiał, że czułam się kochana i bezpieczna. Nie mam pojęcia ile czasu jeszcze mogło upłynąć ale w końcu usłyszałam ciche pukanie do drzwi-znak, że trzeba wychodzić. Dokładnie otuliłam się ręcznikiem by później przebrać się w porzucone na podłodze ubrania.
-Jak się czujesz?-spytał kiedy wyszłam z łazienki
-Troszeczkę lepiej. Głowa mnie jeszcze boli ale przynajmniej już mi cieplej. Dziękuję. A gdzie Danny?
-Właśnie przed chwilą wyszedł. Jutro może jeszcze wpadnie. Nie wiem czy będziesz zachwycona ale pościeliłem Ci w salonie. Jesteś chora a tam jest telewizor i wieża i wogóle szybszy dostęp do kuchni. Nie będziesz się nudzić. Teraz grzecznie idziesz się położyć a ja przyniosę Ci herbatę.-znowu pocałował mnie w czoło
-Mogę spać w Twoich ubraniach?-zatrzymałam wzrok na jego błękitnych tęczówkach
-Jasne! Po to są-kolejny słodki uśmiech przynoszący ulgę w gorączce
W salonie paliła się tylko jedna mała lampka sprawiająca wrażenie spokoju i przytulności pomieszczenia. Z przyjemnością i ulgą zakopałam się w bielutkiej, czystej pościeli.
-Proszę, herbatka-oznajmił podając mi parujący napój w czarnym kubku-Pij powoli a ja poszukam czegoś przeciwbólowego i zmierzę Ci temperaturę.
Powoli, małymi łyczkami sączyłam malinową herbatę z przyniesionego kubka. Podczas gdy mój chłopak szukał termometru.
-Proszę-podał mi podłużny przedmiot i siadł na brzegu łóżka żeby poczekać na ,,wynik”. Czekając bawił się moimi włosami.
-Nieźle!-oznajmił kiedy po dwudziestu minutach podałam mu termometr-39 stopni! Boże trzeba natychmiast obniżyć temperaturę. Poczekaj-rozkazał biegnąc w stonę kuchni. Leżąc , zamknęłam oczy i jak przez mgłę usłyszałam jego słowa  chyba z jakiejś telefonicznej rozmowy ,,Mamo, mam drobny problem. Co sie podaje przy prawie 40 stopniach gorączki?” chociaż to mogło mi się przyśnić.
-Skarbie, proszę obudź się. Musisz to wziąść to obniży trochę temperaturę i zaraz się będziesz lepiej czuła-lekko trącił mnie w ramię. Bez najmniejszego prostestu przyjęłam całą dawkę syropu, którą podał mi na łyżeczce.
-Dziękuję-uśmiechnął się-Rano druga dawka i powinno pomóc. Odpoczywaj i niczym się nie martw. Dobranoc-chciał odejść i zgasić światło ale go powstrzymałam. Z wielkim wysiłkiem wstałam z łóżka i zachęciłam go by mi towarzyszył.Nie zaprotestował
-Faktycznie potrzebujesz opieki. Tutaj będę spokojniejszy, że nic złego Ci się nie stanie- powiedział przyciągając mnie do siebie i okrywając nas kołdrą
-Zarazisz się..-wyszeptałam
-Najwyżej..Dobranoc-odparł jeszcze mocniej tuląc mnie do siebie
-Dobranoc- odparłam i zmęczona chorobą zasnęłam
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie znowu :) Wracam z nowym rozdziałem może niespecjalnie ciekawym ale w obecnej chwili nie mogę stworzyć nic lepszego . Staram się powoli wszystko składać i akceptować nowe zmiany w moim życiu. Przepraszam za moją przeciągającą się nieobecność. Obiecuję to jakoś naprawić. Mam już stały dostęp do internetu więć rozdziały pewnie będą pojawiać się częściej. Mam teraz ferie i brawie dwa tygodnie wolnego więc na pewno coś wymyślę. No i życzę Wam wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń i siły w Nowym Roku <3   


 








 

3 komentarze:

  1. Świetnie piszesz:)))))) czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny tak bardzo się cieszę, że wróciłaś. Czekam na kolejny i pozdrawiam :-****

    OdpowiedzUsuń
  3. Pochłonęłam całe opowiadanie, jestem zachwycona *o* świetnie piszesz, fajna fabuła, no super :D
    Ciekawi mnie wątek Olki i jej ciąży, mam nadzieję że Marco dobrze to przyjmie ;/
    A, no i oczywiście zżera mnie ciekawość co będzie z Andy'm i Regina xD na razie jest tak słodko, przydałaby się jakaś kłótnia czy coś XDDD ale nie przejmuj się. To tylko moje głupie gadanie.
    Dużo weny życzę i dodawaj szybko!
    A u mnie, jeśli jesteś ciekawa, 8 rozdzial :) thisissempiternal-bmth.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń